Archiwum Polityki

Kroniki portowe

[dobre]

Ta fotogeniczna para na zdjęciu obok to Kevin Spacey i Julianne Moore, aktorzy, dla których warto wybrać się do kina, w jakimkolwiek filmie by grali. Tym razem spotykają się na Nowej Funlandii, wyspie położonej niedaleko Kanady, na której śniegi leżą znacznie dłużej niż na kontynencie. Czy to jest najlepszy pomysł, by w takim pejzażu rozpoczynać życie od nowa? Nasi bohaterowie nie mają powodów do narzekań, na pewno nie jest tak komfortowo jak w wielkim mieście, ale za to można przemyśleć wiele spraw, odnaleźć nową drogę, która prowadzi w przyszłość i przeszłość zarazem. Bo bohater grany przez Kevina Spaceya, dziennikarz raczej trzeciej kategorii, wraca w strony rodzinne, skąd pochodzili jego przodkowie. Mężczyzna po przejściach, który stracił w wypadku żonę (która nie była idealną partnerką życiową), na odległej wyspie odnajduje na nowo sens życia. Zatrudnia się w lokalnej gazecie, gdzie redaguje tytułowe kroniki portowe, wychowuje córkę, wgłębia się w dzieje rodzinne, zaczyna rozumieć, że właśnie tu jest jego miejsce. W odpowiednim czasie pojawia się w jego nowym życiu kobieta, też z przeszłością, grana przez Julianne Moore, aktorkę wyspecjalizowaną w odtwarzaniu takich postaci. Wprawdzie widzowie, którzy czytali książkę E. Annie Proulx, na podstawie której powstał scenariusz, będą pewnie narzekać, iż w powieści niektóre wątki były bardziej pogłębione, co jest prawdą, ale mimo to film daje się oglądać. Jest klimat, są bohaterowie do polubienia – któż nie marzył, żeby pewnego dnia zacząć wszystko od nowa, niekoniecznie na Nowej Funlandii? (zp)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 10.2002 (2340) z dnia 09.03.2002; Kultura; s. 46
Reklama