Archiwum Polityki

O rewolucji

Francja nie jest ostatnio w Polsce w modzie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż polskie sympatie narodowe rysują od lat dosyć zdumiewające sinusoidy. Jeszcze parę lat temu jednaliśmy się z Niemcami, dzisiaj jesteśmy przez nich „osaczani”, „zagrożeni” i Konopnicka z dość redukcyjną wizją patriotycznego polskiego oblicza jako germańskiej spluwaczki powraca do łask. Amerykanie zdradzili nas w Jałcie i oddali czerwonym, a teraz są znowu gwarantem naszej niepodległości, której losy, nie wiedzieć czemu, decydują się w Iraku i Afganistanie. Hiszpanie ledwo parę lat temu byli naszymi najukochańszymi sojusznikami w Europie, teraz to banda zbereźników propagujących aborcję, eutanazję, mordowanie niewinnych byków i oczerniających spuściznę wielkiego obrońcy wolności i praw człowieka, jakim był generalissimus Francisco Bahamonde Franco. Na tym tle wzloty i upadki stereotypów o Francji i Francuzach nie powinny nas zaskakiwać.

Pisał Artur Oppman (Or-Ot):

„Francjo! Błogosławione słowo twe i krew!
I duch twój, i twoje imię!
Na cmentarzach twych bojów, w krwi, w pożarów dymie
Swobody rośnie krzew
I zakwita na lądy i morza olbrzymie...
Rwałaś w górę krąg świata każdą swoją bitwą,
Myśl twoja była słońcem, a twój czyn modlitwą,
Spalałaś ziemskie błoto w rewolucji łunie
I narodom dawałaś wolność i komunię!
O Francjo! Siostro Polski!...”

Albo Adam Mickiewicz:

„Ja bym na Francuzów
Spuścił się w czasie wojny jak na czterech tuzów:
Lud bitny, a od czasów pana Tadeusza
Kościuszki – świat takiego nie miał genijusza
Wojennego, jak wielki cesarz Bonaparte”.

Polityka 27.2007 (2611) z dnia 07.07.2007; Stomma; s. 95
Reklama