Archiwum Polityki

Ale kino

Nie dziwi mnie renesans popularności filmów Barei. Jeszcze tak niedawno etykietowanych jako kabaretowe wygłupy. Kabaret nie zawsze jest elegancki, wysmakowany, elitarny. Bywa trywialny – trywialnością czasów. Wtedy staje się ludowym festynem. Z popisami ulubieńców gawiedzi, nazywanej pieszczotliwie – ludożerką. Jak mają dziś nie bawić filmy, wtedy oskarżane o posługiwanie się dalekim od życia humorem absurdalnym? Czytam, że najnowszym osiągnięciem swojskiej myśli technicznej stało się opracowanie składanego klęcznika. (Pewnie ze zniżką dla posłów lewicy). Czy to nie jest poetyka Barei? Z klimatu jego filmów wywodzi się także wiadomość: Sławny i Znany przekazał do Muzeum ponad setkę nagród, wyróżnień i dyplomów, jakimi uhonorowano jego dzieła. Wrażliwy twórca wielokrotnie napomykał: w Ludowej podcinano mu skrzydła, dotkliwie go dręczono. Wzrasta więc ciekawość, czy w kolekcji nagród znalazła się palma męczeństwa. A może żona posadziła ją w przydomowym ogródku? Obficie skrapiając łzami, żeby palemka rosła na pohybel prześladowcom.

Proszę powiedzieć, z ręką na sercu: czy to nie jest Bareja? Podobno w zatłoczonej celi dla VIP-ów słyszy się takie rozmówki:
– To skandal! Przez uczciwych siedzimy!
– Prezes przesadza. Uczciwych dzisiaj nie ma.
– No właśnie: gdyby byli, to oni by siedzieli, nie my.

Natomiast w Agencji Własności Rolnej, gnieżdżącej się najskromniej jak można, w hotelu Hyatt, głowacz mówi do mędrka:
– Nareszcie wpadłem na to, co trzeba zmienić, żeby u nas skup odpowiadał normom Unii Europejskiej.
– Mówcie, kolego. Co trzeba zmienić?
– Jak to co? Normy Unii Europejskiej!

Bareja – dzisiaj wdzięczny temat do wspominków i analiz – był w gruncie rzeczy kabareciarzem.

Polityka 33.2002 (2363) z dnia 17.08.2002; Groński; s. 85
Reklama