Archiwum Polityki

„Nadciągają hobbici”

Przeglądnięcie spisu treści (POLITYKA 51/52/01) objawiło się u mnie szybszym biciem serca. Jest artykuł o filmowej adaptacji „Władcy Pierścieni”. (...) Jednak już po pobieżnym przejrzeniu artykułu Janusza Wróblewskiego (zdjęć i podpisów) bicie serca zmieniło się w lodowaty dreszcz. O ile, jako człowiek tolerancyjny, jestem skłonny wybaczyć literówkę w imieniu Gwiazdy Wieczornej (Arwena zamiast Arwen!) oraz hobbita (Peregrin zamiast Perigrin), o tyle podpis „Aragon – dziedzic tronu Gondoru” pod ewidentnym zdjęciem Legolasa (który jeszcze do tego trzyma łuk – swój nieodłączny atrybut!) to ewidentny dowód, że p. Wróblewski nie zadał sobie trudu, by „Władcę Pierścieni” przeczytać. Mimo że sam zaznaczył, iż książka ta w wielu plebiscytach została uznana za powieść XX wieku, co powinno być wystarczającym argumentem „za”. To, niestety, nie koniec, bo już zdjęcie obok Merry (Meriadok Brandybuck), stojący wraz z Gimlim i Pippinem, został podpisany jako Frodo Baggins. Rozumiem, że hobbici są do siebie podobni, ale Frodo to w końcu główny bohater i wypadałoby wiedzieć, jak wygląda jego odtwórca (Elijah Wood). Pomylenie Arweny (brunetki) z Galadrielą (blondynką) również było do uniknięcia – ponownie wystarczyłaby tylko podstawowa wiedza o odtwórcach poszczególnych ról. A nazwanie Morii miastem, jeżeli nie jest błędem, to z pewnością dużym uproszczeniem – Moria zawsze nazywana była „kopalnią” lub siedzibą/stolicą krasnoludów, z miastem mającą mało wspólnego. Tak samo uproszczeniem jest stwierdzenie, że Morię zamieszkują Orkowie – prawda, że po wygnaniu z niej krasnoludów przebywały tam watahy Orków i innych stworzeń, ale lepszym słowem byłoby na pewno „okupujące”.

Polityka 2.2002 (2332) z dnia 12.01.2002; Listy; s. 81
Reklama