„Mam w pamięci artykuł sprzed kilku miesięcy, dotyczący wychowania dzieci adoptowanych, który napełnił mnie goryczą i poczuciem ogromnego smutku i niewysłowionego przeczucia, że oto wychowujemy naszego syna na jego i naszą zgubę – pisze Czytelniczka, zastrzegając nazwisko do wiadomości redakcji. – Karol ma teraz 9 lat i chodzi do trzeciej klasy. Boję się o niego bardzo, o jego przyszłość, o to jak sobie poradzi w życiu. Już teraz czuje się odrzucony przez rówieśników, jest jedynakiem (adoptowaliśmy go, gdy miał 15 miesięcy), bardzo chce się zaprzyjaźnić z kimkolwiek i nie potrafi nawiązać kontaktu z grupą. Jest przekonany, że wszystko robi źle, że nic nie potrafi. Każda pochwała z naszej strony go irytuje – »i tak wam nie wierzę«. Codziennie odrabiamy lekcje i jest to dla nas i dla niego straszne. Przerabiamy po raz kolejny to, co było w szkole, gdyż inaczej nie nadążyłby z programem.
Nie, nie nazywają go »debilem«, jak bohatera artykułu. Nasz syn jest »świrem«. Przenieśliśmy się w ubiegłym roku z miasta na wieś. Chodzi do wiejskiej szkoły, gdzie środowisko jest mniej tolerancyjne dla wszelkiej inności. A nasz syn mówi do siebie, biega na przerwach roztrącając dzieci, zaczepia, gestykuluje, narzuca się innym, nie przestrzega »umów funkcjonujących w klasie i szkole ani norm społecznych«, wchodzi w konflikty z dziećmi. Nie słucha upomnień, pouczeń, nie wywiązuje się z powierzonych mu zadań, nie kończy ich, ma ciągły bałagan wokół siebie, nie może niczego znaleźć. Denerwuje się, jest często poirytowany. Poza tym źle sypia, budzi się w nocy, czasami płacze. Sam robiąc tyle zamieszania jest jednocześnie bardzo wrażliwy na dźwięki, nie lubi głośnej muzyki, wrzawy, przeszkadza mu hałas, skarży się nawet na muzykę w restauracji.