Archiwum Polityki

I znowu okupacja

Zimno, jak tu załamywać ręce. Przecież zmarzną. A są powody do załamywania rąk. Uświadomił mi to prof. Edward Rożek. Do profesorów mam zadawniony szacunek: Ryszard Bender jest profesorem. I to na KUL-u. No, ale prof. Rożek to inna parafia: wykładał na amerykańskich uczelniach. Nie tracił jednak z oczu kraju. A wzrok ma świetny. Dostrzegł, co się u nas stało. I wydał z siebie jęk: „23 września 2001 r. rozpoczęła się trzecia okupacja Polski...”.

Wyjrzałem przez zakratowane okno. Ulicą przemykali się konspiratorzy i bojownicy. Każdy z nich, by kamuflaż był kompletny, trzymał w ręku „Tygodnik Solidarność”, w którym pan profesor opublikował swą diagnozę „Hańba Narodu”. Jezdnią sunęły opancerzone autka okupantów, manewrując wśród kozaków z nahajami i oddziałów Wehrmachtu w pikielhaubach. W Alejach Ujazdowskich przechodnie podawali sobie szeptem komunikat:
– Łapanka na ministrów! Piwnik już mają! Prędko, do schronu!

Jak w serialu o Klossie – akcję zarządził Miller. Cudem tylko z zagrożonego gmachu udało się ewakuować Buzkowi. Uciekł w przebraniu kobiecym, gustownej garsonce, wypożyczonej mu przez Teresę Kamińską. Krzaklewski zbiegł już wcześniej. Miał łatwiej: po przegranej nikt go nie poznawał, serca przyjaciół zamieniły się w beton, twardy głaz. Do podziemia zeszli najbliżsi współpracownicy wodza. Teraz rosną w podziemiu, żeby było ich widać w drugim szeregu. Bardzo prawa ręka premiera Andrzej Urbański schronił się w ubożuchnej chatynce Widzyka.
– Ja ciebie ratowałem, teraz ty mnie ratuj! – wyszeptał, wyschnięty na wiór: myląc pogonie – niestety, nie dojadał.

Ach, straszne nastały czasy: wolnościowiec pod okupacją zawsze ma sucho w gardle i mokre buty.

Polityka 44.2001 (2322) z dnia 03.11.2001; Groński; s. 102
Reklama