Archiwum Polityki

Rock w mroku

Rozmowa z Agnieszką Chylińską, wokalistką rockową, laureatką Paszportu „Polityki”

Miałaś niecałe 18 lat, kiedy Grzegorz Skawiński i jego koledzy z zespołu Skawalker zaprosili cię do współpracy, żeby stworzyć grupę O.N.A. Zaczęłaś śpiewać z muzykami, którzy wtedy nie najlepiej wypadali w opinii publiczności rockowej...

Ja też nie byłam ich fanką, ale dobrze pamiętam swoje wrażenia, kiedy na pierwszej próbie ze mną Skawiński zagrał na gitarze. To było niesamowite. Zrozumiałam, że mam do czynienia z zawodowcami i że wygrałam niezły los na loterii. Na początku, kiedy dostałam tę propozycję, byłam zaskoczona. Nie tym nawet, że chcą ze mną grać faceci, którzy kiedyś odtwarzali styl kompletnie odmienny od tego, co mnie samej mogło się podobać. Zaskoczenie brało się stąd, że oni byli na scenie od wielu lat, cała Polska ich znała, a ja byłam zakompleksioną nastolatką, która chciała śpiewać.

Czy różnica wieku przeszkadzała?

Najpierw było onieśmielenie. Jedziemy gdzieś na koncerty, a oni mijając różne miejscowości mówią mi, że, o tutaj, w tym hotelu było super, teraz jest gorzej i tak dalej. Wyobrażałam sobie na początku, że zaangażowanie się w rocka w moim przypadku będzie czymś w rodzaju azylu, ucieczki od klimatów rodzinnych, kurateli ze strony taty dziennikarza i mamy nauczycielki...

Może stąd twój słynny atak na nauczycieli?

Nie do końca. Wtedy na gali Fryderyków w 1997 r. uświadomiłam sobie, że w szkole ciągle uważano mnie za bezmyślną osóbkę, która nie jest w stanie niczego się nauczyć – no, Chylińska, ty do niczego nie dojdziesz, siadaj, pała. Tymczasem coś jednak osiągnęłam, ktoś mnie docenił, no i wreszcie miałam okazję do takiej przynajmniej symbolicznej słodkiej zemsty. Ja gdzieś tam w głębi duszy, wśród tych wszystkich szkolnych stresów, czułam, że wbrew temu, co mówią nauczyciele, coś jestem warta.

Polityka 8.2002 (2338) z dnia 23.02.2002; Kultura; s. 52
Reklama