Archiwum Polityki

Jak żyć

Przed paru laty kręciłem scenę do filmu na placu Zamkowym w Warszawie i musiałem zagrodzić część chodnika po to, by mogła po nim przejechać napoleońska kawaleria. Widok koni w mieście zawsze przyciąga uwagę i pośród licznie zgromadzonych gapiów znalazł się jeden w stanie wskazującym na obfite spożycie alkoholu. Zwróciłem na niego uwagę, bo z całą siłą słaniającego się ciała napierał na sznury przegradzające część chodnika i wznosił w powietrze rozpaczliwym głosem wołanie złożone zaledwie z dwu sylab. Wołał: „Źle mi!”. Zapamiętałem to wołanie, bo było to wyrazem całego bólu istnienia, czegoś, co Niemcy nazywają Weltschmerzem (przenosząc akcent tak, że zamiast istnienia pojawia się ból świata). Opowiadając wielokrotnie różnym zachodnim znajomym o wołaniu na placu Zamkowym, utykałem zwykle w tłumaczeniu, bo wydaje mi się, że tylko nieokreśloność Słowian pozwala tak lakonicznie wyrazić myśl tak rozległą. „Źle mi” oznacza zarazem, że aktualnie źle się czuję, że mnie coś boli, uwiera czy piecze, a jednocześnie określa mój stosunek do rzeczywistości, to znaczy źle mi na tym świecie, że nieznośna jest moja egzystencja. Wydaje mi się, że tylko języki słowiańskie potrafią tworzyć wyrażenia jednocześnie ogólne i szczególne, a więc wieloznaczne (czyli mętne), a zarazem jak gdyby głębokie. (Piszę „jak gdyby”, bo trudno jest zmierzyć rozmiar głębi).

Oglądając przed paru laty rosyjski film oparty na powieści Maksyma Gorkiego „Kim Samgin” zauważyłem w dialogu odwieczne w rosyjskiej literaturze zapytanie „Jak żyć”. Sformułowanie to język polski przyjmuje bez oporu z minimalną różnicą wymowy i z pełną dwuznacznością.

Polityka 30.2002 (2360) z dnia 27.07.2002; Zanussi; s. 89
Reklama