Archiwum Polityki

Rzeźbię w papierze

Rozmowa z laureatką Paszportu „Polityki” w dziedzinie plastyki Katarzyną Józefowicz

Pani biografia artystyczna jest bardzo nietypowa. Przyznam, że z takim przebiegiem kariery jeszcze się nie spotkałem.

Jest nawet bardziej nietypowa, niż się panu wydaje. Na przykład nie mam żadnych wspomnień typu „zawsze chciałam być artystką”. Nie mówiłam, patrząc na reprodukcję „Bitwy pod Grunwaldem”, że pragnę zostać Matejką. Ale też nigdy nie chwalono w rodzinie tego, co robię, nie wróżono mi twórczej kariery, nie mówiono „ta mała ma talent”.

W tej sytuacji wydaje się wręcz dziwne, że w końcu trafiła pani do Akademii Sztuk Pięknych.

Zaważyło na tym liceum sztuk plastycznych, do którego chodziłam. To taka dziwna szkoła średnia, po której ukończeniu rzadko kto decyduje się na zmianę zawodu. Na przykład z całej naszej klasy – z osób, które zdecydowały się na dalszą naukę – tylko jeden kolega został leśnikiem. A jako studentka byłam wzorowa. Nie wojowałam, umiarkowanie eksperymentowałam. Moje prace, włącznie z dyplomową, bliższe były kanonom sztuki tradycyjnej aniżeli wojującej awangardy.

To dość niezwykłe jak na artystkę otrzymującą nagrodę za przekraczanie artystycznych granic. Ale nie to miałem na myśli mówiąc o nietypowej biografii. Dyplom zrobiła pani w 1986 r.

Tak, a w prasie ogólnopolskiej moje nazwisko pojawiło się po raz pierwszy w 2000 r. O to panu zapewne chodzi.

W rzeczy samej. W dzisiejszych czasach kariery artystyczne zaczyna się jeszcze na studiach lub nie zaczyna w ogóle. Co pani więc porabiała przez niemal piętnaście lat?

Najprościej mówiąc: żyłam. Po dyplomie zostałam asystentem na wydziale rzeźby rodzimej uczelni. Pracowałam, tworzyłam, prowadziłam dom, urodziłam i wychowywałam syna. Przyzwyczajałam się do życia w Gdańsku. Pracowałam, a kolejne prace chowałam do coraz to nowych pudeł.

Polityka 6.2002 (2336) z dnia 09.02.2002; Kultura; s. 48
Reklama