Archiwum Polityki

Amelia

[bardzo dobre]

Amelia to imię dziwnej dziewczyny: niby żyje w świecie rzeczywistym, a zachowuje się jak dobra wróżka ze starej bajki. A zaczęło się od tego, że Amelia znalazła w schowku szkatułkę z zabawkami, pozostawioną najprawdopodobniej przez małego mieszkańca zajmującego przed laty jej obecne lokum. Postanawia go odnaleźć i oddać mu pamiątki z dzieciństwa. Co uczyniwszy przekonuje się, że dobre uczynki dają radość nie tylko obdarowywanym, ale także jej samej. Teraz pragnie, żeby wszyscy dookoła niej byli szczęśliwi. A to dookoła to okolice paryskiego Montmartre: przytulna knajpka, w której Amelia jest kelnerką, stragan z warzywami, którego właściciel nieładnie traktuje swego trochę gapiowatego pomocnika, no i dworzec kolejowy, z którego wprawdzie nikt nie będzie wyjeżdżał, ale znajduje się tam automat fotograficzny, który odegra w historii Amelii ważną rolę. Nasza milutka bohaterka, z uśmiechniętą buzią przypominającą twarz porcelanowej lalki (bardzo dobra Audrey Tautou), postanawia trochę ulepszyć ten świat, w którym nie wszystko jest tak, jak być powinno. Koleżance z kawiarni znajduje adoratora, wymyśla wyrafinowaną zemstę dla gburowatego sprzedawcy, wreszcie sama zakochuje się w młodzieńcu, też trochę dziwnym, który kompletuje fotograficzne portrety z defektem, wyrzucane przez niezadowolonych użytkowników automatu do kosza. Skoro to bajka (mimo że dziejąca się w rzeczywistości), to szczęśliwe zakończenie musi nastąpić, ale są chwile, kiedy współczujemy uroczej Amelii, obawiając się, że ostatecznie pogubi się ze swym wybrankiem. Reżyserem tego niezwykłego, poetyckiego filmu jest Jean-Pierre Jeunet, ten sam, który wcześniej z Markiem Caro zrobił „Delicatessen” i „Miasto zagubionych dzieci”.

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Kultura; s. 48
Reklama