Archiwum Polityki

Dla Eskimosów

Chłód, deszcz, słońca jak na lekarstwo, a woda w Bałtyku lodowata, że strach zanurzyć stopę. Kiedyś Polak nie miał wyboru. Pozostawał mu ośrodek zakładowy lub FWP (o losach funduszu piszemy na s. 68). O Morzu Śródziemnym mógł co najwyżej pomarzyć. Teraz Grecja lub Tunezja czekają, marzenia można zrealizować. Ale wszyscy od Bałtyku nie uciekniemy. Co jednak zrobić, aby pokochali go nie tylko polscy wczasowicze, ale by stał się - być może - ofertą dla turystów zagranicznych, znużonych słońcem i upałami? Odnosi się wrażenie, że lokalne władze i ludzie inwestujący w turystykę odpowiedzi szukają po omacku: tu ścieżki rowerowe, tam loty helikopterem, gdzie indziej teatr na plaży. Wszędzie zaś piwo i głośna muzyka, najpopularniejsze dziś propozycje wakacyjne nadmorskich gmin. Ale to słaba bałtycka alternatywa wobec pokus gorących mórz.

Po co Polacy jeżdżą nad Bałtyk? Mieczysław Struk, burmistrz Jastarni, jest przekonany, że nie tylko smażyć się na słońcu. Wprawdzie plażowanie należy wciąż do obowiązkowych zajęć wakacyjnych, jeśli tylko pogoda pozwala, a brąz jest synonimem dobrze spędzonego urlopu. Jednak nieszczęścia nie ma, kiedy jest pochmurno (byle tylko nie lało!).

- Ludzie pytają o imprezy kulturalne, nie te ambitne. Interesują się folklorem, szukają lekkiej muzyki, koncertów w wykonaniu artystów estrady - wyjaśnia burmistrz. Ludzie chcą się przede wszystkim zrelaksować, poczuć bezstrosko, swobodnie. Coraz więcej osób stara się uprawiać sporty dla zdrowia. A nasz klimat temu sprzyja: trudno biegać czy jeździć na rowerze w 40-stopniowym upale. Wiele osób uważa, że wczasy w naszym klimacie są zdrowsze, podczas gdy leżenie na słońcu grozi rakiem skóry.

Miliardy na deptaku

Jest w dobrym tonie pokazać się w Juracie. Modę (lub snobizm) nakręcił Zbigniew Niemczycki, właściciel hotelu Bryza, który z pospolitego ośrodka dla partyjnych funkcjonariuszy przemienił w mekkę biznesmenów i zamożnych artystów. W Bryzie są korty tenisowe, basen, siłownia, prawdziwa plaża też jest. W sezonie doba w pokoju jednoosobowym kosztuje 350 zł (pawilon Mewa), 390 zł (Zefir) lub 420 zł (Muszelka). Za pokój dwuosobowy trzeba zapłacić 430, 490 lub 520 zł. A za apartament 1090 zł. Przez cały sezon nie było wolnych miejsc. W cenę wliczono śniadanie i obiad lub kolację: w restauracji z widokiem na morze czeka od godziny 14 do 19 szwedzki stół, z jedzeniem zimnym i ciepłym.

W hotelowej restauracji Markiza można jadać na powietrzu: łososia sauté w sosie szpinakowym (20 zł), sandacza gotowanego w winie z jarzynami (20 zł), warkocz Wenus z sosem czekoladowym (28 zł) oraz kawior czerwony za 30 zł albo śledzia po kaszubsku lub duńsku z kaparami za 10 zł.

Polityka 34.1998 (2155) z dnia 22.08.1998; Raport; s. ${issuePage}
Reklama