Archiwum Polityki

Błękitny cień

Kiedy swego czasu pisałem piosenkę „Lata dwudzieste, lata trzydzieste”, zapowiadającą recydywę niewygasłych sentymentów, nie przewidziałem, że na kolaudacji filmu pod tym właśnie tytułem odezwą się głosy cenzorów z własnego nadania. Reżyser spod Grunwaldu stwierdził, że komedia Janusza Rzeszewskiego nie pokazuje ohydy kapitalizmu, zmory bezrobocia i nędzy mas. Kolejny kolaudant obdarzony tropicielskim węchem rozszyfrował zamysł tekściarski:

 

Lata dwudzieste, lata trzydzieste
Wrócą refrenem, sukni szelestem,
Błękitnym cieniem nad talią kart,
Uśmiechem, który kwitował żart.

 

– Już my wiemy, co to za błękitny cień z kartami w ręku, to przecież Piłsudski! – zawołał.

Na szczęście większość członków komisji kolaudacyjnej nie podzieliła oburzenia ideowca natury lirycznej jak nakręcany słowik z baśni. No i w tym wypadku dwójka scenarzystów nie wzbogaciła życiorysów o nutę martyrologii. Cóż że rozrywkowej, zawsze to jakiś plus, samopocieszka, inwestycja w przyszłość.

Lata dwudzieste, lata trzydzieste naprawdę wróciły. Zakłócenia na linii pan Prezydent i MSZ, pan Prezydent i Ministerstwo, dziś Obrony, wtedy Spraw Wojskowych. Rydz-Śmigły dodzwonił się wreszcie do prezydenta Mościckiego.

– Wieniawa znowu rozrabia – poskarżył się. – I co ja mam z nim zrobić, chyba poślę go do kryminału.

Pan Prezydent, kiedy się naburmuszał, udawał, że źle słyszy.

– Do Kwirynału? – westchnął. – Tak, tak, poślę go do Kwirynału, niech będzie ambasadorem w Rzymie.

Jak widać, wtedy także skołatanej Głowie Państwa trudno było o rzetelną informację. O wielu sprawach, nie tylko błahych jak ta, lecz nieraz dramatycznych, Prezydent dowiadywał się częściej z serwisów PAT niż od dworzan; to reguła – żaden z nich nie chce być posłańcem złych nowin.

Polityka 6.2008 (2640) z dnia 09.02.2008; Groński; s. 96
Reklama