Archiwum Polityki

Gdzie jest szeryf

Toczy się wojna. Państwo odpala działa przeciwko przestępcom: reformuje policję, wprowadza nowy kodeks karny. Przestępcy o swojej przewadze informują komunikatami w postaci wybuchów bomb, morderstw i napadów. Ofiarami padają zwykli obywatele. Dlatego na wojennej scenie pojawiła się trzecia siła: pospolite ruszenie w obronie własnej.

Na początku 1998 r. rola szeryfa przypadła Markowi R., z zawodu taksówkarzowi.

- Któregoś dnia syn wrócił ze szkoły bez kurtki i zegarka - opowiada. - Nie wytrzymałem, poszedłem pod szkołę. Kurtkę i zegarek odebrałem siłą.

Na oczach gapiów Marek R. pobił młodego watażkę osiedlowego gangu. Tego samego wieczoru do mieszkania państwa R. zaczęli przychodzić ludzie. Ojciec okradzionego dziecka, inny ojciec, którego córce zwyrodnialcy grozili gwałtem, rodzic pobitego chłopca. - Musimy coś zrobić - mówili. Marek R. wiedział, co zrobić należy. - Zjednoczmy się - zaproponował.

Do tego momentu sytuacja w tym warszawskim osiedlu mieszkaniowym była typowa. Osiedle terroryzowała grupa kilkunastu młodych bandziorów. Przed miejscową szkołą handlowali narkotykami, od dzieci wymuszali drobne pieniądze, od dorosłych haracze. Opornych bili. Przekonani o bezkarności, stawali się coraz bardziej bezwzględni.

- Kiedy skarżyłem się dzielnicowemu - mówi jeden z mieszkańców - ten przyznał, że jest bezradny, bo ma wiedzę operacyjną, ale brakuje mu procesowej, gdyż nikt nie chce stawać w sądzie jako świadek. My wam pomóc nie potrafimy, powiedział, pomóżcie sobie sami.

Około 30 mężczyzn w sile wieku, zachęco-nych podpowiedziami dzielnicowego i postawą Marka R., powołało nieformalną grupę. Zaczęli patrolować osiedle. W pojedynkę nie znaczyli nic, każdy przyznawał się do strachu i do bezradności. Razem stanowili siłę, strach zniknął.

- Wyłapywaliśmy bandziorków - mówi Marek R. - i dawaliśmy im wycisk. Nie wiem, czy postępowaliśmy słusznie, ale na pewno skutecznie, bo wkrótce na osiedlu zapanował spokój.

Mieszkańcy osiedla z uznaniem kibicują grupie pana R. (nadali jej miano: Czerwone Brygady), a policja nie przeszkadza. Jedynie niektórzy mają wątpliwości.

Polityka 2.1999 (2175) z dnia 09.01.1999; Kraj; s. 27
Reklama