Archiwum Polityki

Od czarta wymyślone!

Huczne zabawy, pijaństwo i obżarstwo, czyli karnawał, nazywane dawniej zapustami, to proste przedłużenie świąt Bożego Narodzenia. W tym czasie organizowano kuligi, polowania na grubego zwierza, a także bale i maskarady. Gorszyło to ówczesnych duchownych. Pomstował więc na rozbawionych rodaków ksiądz Jakub Wujek krzycząc, że "zapusty są od czarta wymyślone!" Współczesny mu Grzegorz z Żarnowca twierdził, iż "Większy zysk czynimy djabłu trzy dni mięsopustując, niźli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc". Nawet Mikołaja Reja gorszyły maskarady: "W niedzielę mięsopustna kto zasie nie oszaleje,(...) twarzy nie odmieni, maszkar, ubiorów, ku djabłu podobnych sobie nie wymyśli, już jakoby nie uczynił krześcijańskiej powinności dosyć".

Dziś - na szczęście - nikt uczestników karnawału nie wyklina. Bale przeniosły się z sal redutowych na place i ulice. Dzięki temu biorą w nich udział wszyscy przechodnie. I tak aż do środy popielcowej, jak jednocząca się Europa długa i szeroka, bawić się będzie, kto tylko może. Dobry to sezon dla restauratorów. Zajrzyjmy więc i my do stołecznych lokali.

Adler

Poprzednią wizytę w Adlerze relacjonował Krzysztof Mroziewicz, który - jak Czytelnicy zapewne pamiętają - został za to zesłany przez MSZ do Indii. My, na wszelki wypadek, dorzucamy restauracji czwartą gwiazdkę, by nie wylądować gdzieś jeszcze dalej, gdzie klimat jeszcze gorszy, a kuchnia nazbyt egzotyczna.

Natomiast na swój plus musimy dodać, że wizytę przy ulicy Mokotowskiej poprzedziliśmy dogłębnymi studiami nad kuchnią germańską podczas specjalnego, szkoleniowego pobytu w Berlinie.

Pierwszy wieczór w stolicy Niemiec postanowiliśmy spędzić w najbardziej niemieckiej ze wszystkich berlińskich knajp. Polecono nam restaurację Hardtke mieszczącą się przy Meinekestrasse. W mrocznej sali usiedliśmy do solidnego stołu niedaleko bufetu, na którym tłoczyły się wielkie kufle i zajrzeliśmy do karty dań. Zamówiliśmy tasse erbsensuppe (grochówka z kiełbasą), frische blutwurst und leberwurst (kaszanka i wątrobianka), leberknodel (knedle z wątróbki baraniej) i wielki kufel piwa schultheiss.

To była wielka klęska. Niemcy wzięli na nas odwet zapewne za porażkę Krzyżaków pod Grunwaldem. Zjedzenie bowiem nawet połowy tego, co leżało przed nami na ogromnych talerzach, przekraczało ludzkie możliwości. Dodać zaś trzeba, że dania obarczone były wielkimi porcjami ziemniaków w sosie i gotowaną kiszoną kapustą. Nic też nie pomogło, że i kaszanka, i wątrobianka, i bawarskie knedle były nawet smaczne.

Polityka 2.1999 (2175) z dnia 09.01.1999; Społeczeństwo; s. 74
Reklama