Archiwum Polityki

Pościelówa

Przepraszam, że odpisuję zaraz, ale jestem zbyt zajęty, by zrobić to później - zaczął list Groucho Marx. Mogę tylko powtórzyć za nim: przepraszam, że zawracam państwu głowę dziełem pt. "Miłosne gry Marka Hłaski". Szkoda mi na to czasu w przyszłości. Właściwie ta książka nie powinna dziwić. Wyrasta z klimatu minionego roku. Miło być jednoosobowym Instytutem Pamięci Narodowej. Kierując snop światła na środowisko i obowiązujący w nim model kariery. Niechby literackiej.

Autorką "Miłosnych gier" jest pani Barbara Stanisławczyk. Osoba kompetentna: w 1992 r. odpytała byłych ubeków: zgodzili się współpracować z nią i jej kolegą. Jeden z uboli użył sformułowania, zaczerpniętego z języka służb: "Pracuje na zagadnieniu literackim". Otóż to. Inny wyjawił, że "czytka z wyrywki" to lektura korespondencji. Jeszcze inny pouczył, co to "rozpytka" - wstępna gra, mająca na celu zdobycie informacji. A jakiś resortowy poczciwiec zadbał o to, by pani S. wiedziała, że "cichy cynk" lepszy od zwykłego cynku. Wiedza wyniesiona z pracy nad "Pajęczyną" bardzo się przydała do namierzenia figuranta Marka Hłaski. Pani Stanisławczyk zajęła się prześcieleniem betów pisarza. Strącając na podłogę wczepione w prześcieradło seksualne filantropki. Z klatek schodowych poznikały ostatnio listy z nazwiskami lokatorów. Ze względu na ochronę prywatności. Za to w czynszówce, w której Barbara S. objęła dozorcostwo, nazwiska żyjących i nieboszczyków (nieraz jeszcze ciepłych) są eksponowane. Często ponad zasługi. Czynszówka ma być Domem Literatury. Ale czy gorliwej krzątaczce chodzi o literaturę? O zastanowienie się nad fenomenem Hłaski? Wtedy, w okolicach polskiego Października. A może próbuje bodaj odpowiedzieć na pytanie, co ocalało z dorobku pisarza, kto go dziś czyta (jeśli w ogóle czyta)? Legendy szybko tracą wiarygodność.

Polityka 2.1999 (2175) z dnia 09.01.1999; Groński; s. 77
Reklama