Archiwum Polityki

Według słonia

Pomiędzy innymi rozlicznymi wadami ukarał mnie Pan Bóg słoniową pamięcią. Pamięć jest darem niewygodnym i przykrym, a na dłuższą metę samobójczym. Dlatego też słonie są gatunkiem na wyginięciu. Słoń zamiast cieszyć się nową cyfrą na końcu rocznej daty i poświęcić się całkowicie radosnym projektom na świetlaną przyszłość, dodatkowo pamięta. Błąd to zakłócający spokój ducha i nie pozwalający się niekiedy cieszyć pięknem udatnej formuły.

Pisze oto w "Gazecie Wyborczej" Jerzy Jachowicz o aferze "Olina": "Są dwie główne ofiary tej sprawy - Oleksy i Milczanowski. Każdy w odmiennym sensie. Ale obaj padli ofiarą mentalności i stylu pracy oficerów ukształtowanych przez dziesiątki lat w służbach specjalnych PRL". - Prawda, jakie to śliczne; wręcz wzruszające: dwie niewinne ofiary, wprawdzie "każda w odmiennym sensie", ale już zrównane w krzywdzie i melancholii. Liryka, angelologia i dal. Niestety, słoń pamięta.

Cóż się bowiem tak naprawdę zdarzyło trzy lata temu? - Stała się rzecz bez precedensu w dziejach demokracji europejskich: minister spraw wewnętrznych oskarżył urzędującego premiera Rzeczypospolitej o szpiegostwo na korzyść ościennego mocarstwa. Oskarżenie to zostało szeroko podjęte przez środki masowego przekazu i to w sposób wykraczający daleko poza granicę dziennikarskiej etyki, u której podstaw leży przecież zasada "audiatur et altera pars". Tygodnik "Wprost" wyrysował na swojej okładce kłębowisko węży ze złowrogim podpisem "zdrada"; a redaktor Jachowicz (nie kto inny - właśnie on!) pomieścił bajeczki w stylu Jamesa Bonda o spotkaniu na Balearach, w których wina premiera została ostatecznie i kategorycznie przesądzona. O tych swoich ówczesnych publikacjach redaktor Jachowicz ani się teraz zająknie, bo myśli widać, że kłusownicy wytępili już wszystkie słonie od Kenii po Bangladesz.

Polityka 2.1999 (2175) z dnia 09.01.1999; Stomma; s. 82
Reklama