Archiwum Polityki

Polak, Niemiec, Portugalczyk?

Od dwóch miesięcy polski rynek kapitałowy elektryzuje walka o kontrolę nad BIG Bankiem Gdańskim - jedną z największych krajowych instytucji finansowych. To najbardziej spektakularna próba "wrogiego przejęcia" firmy notowanej na warszawskiej giełdzie. Czy BIG-BG obroni się przed niechcianym inwestorem?

Kiedy w połowie lutego br. amerykański fundusz inwestycyjny Templeton oraz bank ABN Amro zgłosiły wniosek o zwołanie Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy BIG-BG, niewiele osób przewidziało, że będzie to pierwszy etap walki o warszawski bank. Walki skrytej, wojskowi powiedzieliby - podjazdowej, w której nikt nie chce odkryć swojej siły i zamierzeń.

Wszystko zaczęło się niepozornie. Templeton i ABN Amro - dysponując ponad 10-proc. udziałem w kapitale banku - zażądały uwolnienia spod kurateli zarządu BIG-BG 24-procentowego pakietu akcji będących obecnie w posiadaniu spółek zależnych od BIG-BG. Przy takim układzie właścicielskim akcje te były zamrożone. Nie dawały prawa do udziału w głosowaniach podczas walnych zgromadzeń, gdzie jak wiadomo zapadają kluczowe decyzje dla przyszłości firm. Kontrolę nad nimi w praktyce zachowywał zarząd BIG SA, co przy rozproszonym akcjonariacie dawało mu dominującą pozycję. Obaj zagraniczni akcjonariusze postanowili to zmienić. Chcieli decydować o tym, komu w przyszłości przypadnie kontrola nad blisko jedną czwartą BIG-BG, a w konsekwencji może i nad całym bankiem. Dysponent największego pakietu papierów - a o taki właśnie idzie gra - oraz największej liczby głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy decyduje o obsadzie rady nadzorczej, pośrednio zarządu i tym samym o działalności całej firmy. Przejęcie kontroli nad spółką akcyjną sprowadza się więc do przejęcia jej akcji. Najlepiej takiej ich liczby, która daje ponad połowę głosów na walnym zgromadzeniu.

Prezes Bogusław Kott znany jest z przywiązania do kierowanego przez siebie banku. Wielokrotnie powtarzał, że Grupa BIG-BG może się rozwijać bez wsparcia aktywnego inwestora branżowego. Dlatego też wcale nie spieszył się ze sprzedażą akcji BIG-BG, które swego czasu trafiły do spółek zależnych.

Polityka 17.1999 (2190) z dnia 24.04.1999; Gospodarka; s. 64
Reklama