Archiwum Polityki

Układ zbiorowy

1409 pracowników Daewoo-FSO w Nysie musiało wybrać. Albo 400 spośród nich znajdzie się na bruku, albo wszyscy zgodzą się pracować tylko przez cztery dni w tygodniu, a więc każdy dostanie na koniec miesiąca o 20 proc. pieniędzy mniej. Teraz w każdy czwartek załoga pisze podanie o bezpłatny urlop na piątek.

- Sytuacja ekonomiczna firmy jest od kilku miesięcy zła - mówi zastępca dyrektora Daewoo-FSO Motor, Zakład Samochodów Dostawczych w Nysie, Ryszard Nosidlak.

- Musieliśmy jakoś na to zareagować.

Popyt na samochody z Nysy załamał się na początku roku. Produkcja spadła o połowę, a samochodów na przyzakładowym placu ciągle przybywało. Sprzedaż drgnęła tylko na chwilę, kiedy poobijane przez gradobicie i przecenione samochody szły jak ciepłe bułki. Potem znów coraz więcej ludzi kręciło się po zakładzie, malując i zamiatając hale. Nikt nie miał złudzeń, że tak naprawdę przestali już być fabryce potrzebni. W dodatku wiosną skończył się trzyletni okres ochronny, który zagwarantowali załodze Koreańczycy, kupując fabrykę.

- Ekonomia jest brutalna, więc z punktu widzenia rachunku ekonomicznego pewnie lepiej byłoby zwolnić z pracy 400 osób - dodaje dyr. Nosidlak. - Ale jest jeszcze życie, które ma swoje prawa.

Żołądek i polityka

Życie zdecydowało, że od 8 października 1999 r. każdy pracownik, od sprzątaczki po dyrektora, raz w tygodniu idzie na bezpłatny urlop. Wszyscy biorą urlop w ten sam dzień, bo przy okazji zaoszczędza się na ogrzewaniu i oświetleniu pustej fabryki. Dyrektor zapowiedział co prawda, że jeśli ktoś nie zechce pójść na urlop, zostanie mu zapewniona praca i pełne wynagrodzenie, ale nie zgłosił się ani jeden chętny.

- Ja chcę pracować i nic więcej nie powiem - mówi Janusz Salamon, mistrz na wydziale PR-4. Bez nazwisk ludzie gotowi są powiedzieć więcej. Tak naprawdę zadecydował strach. Teoretycznie można było nie zgodzić się na skrócenie tygodnia pracy, ale nikt nie wiedział, kto ostatecznie znajdzie się na czarnej liście osób przewidzianych do zwolnienia i co będzie o tym decydować. Żeby uniknąć wrażenia wymuszania, dyrekcja nie przygotowała jednolitego druku podania, każdy musi napisać je własnoręcznie.

Polityka 45.1999 (2218) z dnia 06.11.1999; Kraj; s. 35
Reklama