Archiwum Polityki

Zdjęcie do druku

Przyznajmy szczerze: nawet najlepsza „fotokomórka” nie jest w stanie sprostać wymaganiom amatorów poważnego fotografowania. Na szczęście zostali oni w końcu zauważeni przez renomowanych producentów sprzętu foto.

Aparat cyfrowy, choć na jego zakup ciągle należy wydać więcej niż na porównywalny model tradycyjny, szybko zaczyna zarabiać na siebie. Zaleta najważniejsza – nie potrzebuje filmu, obraz jest rejestrowany na elektronicznym nośniku pamięci nadającym się do wielokrotnego użytku. Odpadają więc nie tylko koszty zakupy błony fotograficznej, ale i jej obróbki.

Za kwotę około tysiąca złotych można kupić przyzwoity aparat cyfrowy, w którym światłoczuła elektroniczna matryca ma rozdzielczość 3 megapiksele. To powinno zadowolić wakacyjnych fotoamatorów, którzy rzadko kiedy wykonują papierowe odbitki w formacie większym niż 10x15 cm.

Bardziej wymagający mają do wyboru sprzęt zaawansowany. Japońskie koncerny Canon i Nikon pomyślały o miłośnikach lustrzanek jednoobiektywowych. Dotychczas cyfrowe modele tego sprzętu ze względu na cenę dostępne były jedynie dla profesjonalistów. Wprowadzone jednak w tym roku modele Canon 300D i Nikon 70D wypełniają lukę. Kosztują ok. 5–6 tys. zł i łączą zalety klasycznej markowej lustrzanki o wymiennej optyce z aparatem cyfrowym o matrycy 6 megapikseli.

Zwolennicy śrubowania parametrów, dla których ważniejsza jest rozdzielczość matrycy, a mniej im zależy na zaletach lustrzanki, powinni rozważyć zakup któregoś z aparatów kompaktowych najwyższej klasy: Minolty Dimage A2, Nikona Coolpix 8700, Canona PowerShot Pro 1 lub Sony DSC-F 828. Zaopatrzone są one w matryce o rozdzielczości 8 megapikseli i setki funkcji, których opis wymaga grubych instrukcji obsługi.

Wydatek 5–6 tys. zł na aparat fotograficzny to dla wielu osób zbyteczna inwestycja. I słusznie, przy wyborze sprzętu nie należy kierować się tylko jego parametrami, ale najpierw zrobić kwestionariusz własnych potrzeb.

Polityka 26.2004 (2458) z dnia 26.06.2004; s. 80
Reklama