Archiwum Polityki

Bardzo nierówna półkula

„Tak daleko od Boga – tak blisko USA”. Ameryka Łacińska cierpi na kompleks Stanów Zjednoczonych. Wspólną wielką strefę wolnego handlu budować jeszcze trudniej niż Unię Europejską.

Pisanie o Ameryce Łacińskiej, a tym bardziej o zachodniej półkuli, jako o całości jest barbarzyństwem. Jaki sens ma wspólne rozpatrywanie problemów USA i Boliwii albo Kanady i Paragwaju? Jednakże kraje te są powiązane pajęczyną wspólnych interesów, od gospodarki i bezpieczeństwa po migrację i narkotyki.

„Niezadowolenie z USA w Ameryce Łacińskiej jest ogromne”, mówi Arturo Valenzuela, były wysoki funkcjonariusz Narodowej Rady Bezpieczeństwa w Waszyngtonie. Ostatnio przypomniał sobie o tym i prezydent Bush, ponieważ w listopadowych wyborach będą mu potrzebne głosy liczącej prawie 40 mln mniejszości pochodzenia latynoskiego. Według prognoz demograficznych, jeszcze w tym stuleciu będzie to największa grupa ludności Stanów Zjednoczonych, większa od „panujących” Anglosasów.

Miłość i nienawiść

Ameryka Łacińska tradycyjnie stanowiła zaplecze USA i rzadko skupiała uwagę opinii światowej, w tym nawet amerykańskiej. Po 11 września 2001 r. reflektory skierowały się na Afganistan i na Irak, pogrążając Amerykę Łacińską jeszcze bardziej w cieniu, co pogłębiało niezadowolenie Latynosów. „Obojętność wobec potrzeb gospodarczych regionu i nieprzemyślane reakcje na wybuchające tam kryzysy polityczne spowodowały wzrost antyamerykanizmu” – pisze „Financial Times”. Waszyngton gorąco zaprzecza: „Istnieje fałszywe wrażenie, że po 11 września wszystko, co znajduje się na południe od Rio Grande, aż po Ziemię Ognistą, zniknęło z radarów USA. To nieprawda” – zapewnia Condoleezza Rice, doradczyni prezydenta ds. bezpieczeństwa.

Stanom Zjednoczonym nie jest łatwo znaleźć wspólny język z Ameryką Łacińską.

Polityka 7.2004 (2439) z dnia 14.02.2004; Świat; s. 50
Reklama