Archiwum Polityki

Ostatni powiew lata

Lato zbliża się powoli do końca. Ongiś był to sezon największej aktywności politycznej i militarnej (Psie Pole, Grunwald, Orsza, Kłuszyn, Trzciana, Beresteczko, Mątwy, Wiedeń... iluż Polaków pożyłoby dłużej, gdyby nie kanikuła). Potem wieki minęły i ludzkość wynalazła urlopy. Korzystają z nich również rządzący nami, Sejm nie obraduje. Dzięki temu można opalać się spokojnie w nadziei, że nic szczególnie głupiego się nie zdarzy. Wypoczęte szare komórki pracują sprawniej, co niektórym umożliwia nawet głębsze refleksje, na które przedtem nijak nie mieli czasu. Widać to na przykład w prasie amerykańskiej, która nagle przestała się zastanawiać, na który z kolei kraj mają napaść Stany Zjednoczone i troszczy się latem raczej o to, jak zachowując twarz wycofać się z Iraku. Niestety, nie będzie to sprawa łatwa.

To, że z okropieństw masowego rażenia, które miano na pewno zastać na babilońskiej ziemi, twierdzi że znalazł cokolwiek tylko tygodnik „Przekrój”, mogłoby się wydawać sprawą drugorzędną. Tak czy owak obalony został przecież krwiożerczy reżim, któremu nic się innego nie należało. Nie takie to jednak proste. Rządy państw demokratycznych muszą niekiedy podejmować decyzje niezgodne z zapatrywaniami większości obywateli, obowiązuje je jednak uczciwość wobec opinii publicznej. Tym razem została ona okłamana. Kiedyś Nixon musiał ustąpić z powodu znacznie mniej istotnego łgarstwa. Teraz... Kłopoty Blaira już się zaczęły, a sądząc ze stopniowej zmiany tonu mediów za oceanem, Bushowi też może nie być lekko. Nasze polskie władze mają dwa warianty odpowiedzi, oba jednak niezbyt przekonywające. Pierwszy, że ślepo zawierzyły sojusznikom, co stawia pod znakiem zapytania ich przenikliwość; drugi, że postanowiły słuchać USA we wszystkim i bez zbędnych pytań, co niemiło przypominałoby stosunki na linii PRL–ZSRR.

Polityka 36.2003 (2417) z dnia 06.09.2003; Stomma; s. 98
Reklama