Archiwum Polityki

O drodze do duszy i innych historiach

Literatura z założenia jest sztuką pseudonimowania. Nie wyobrażam sobie mówienia wprost o lękach zupełnie podstawowych, które oczywiście mnie nie omijają. Zjawiskiem, które dotyczy wszystkich, a dla mnie jest szczególnie druzgoczące, jest upływ czasu. Przemijanie odczuwam bardzo dotkliwie.

Dostałam zadanie przybliżenia czytelnikom sylwetki poczytnego autora. W pana przypadku nie jest to proste, gdyż posiada pan co najmniej dwie sylwetki godne przybliżenia: poczytnego felietonisty i poczytnego pisarza. Kim się pan bardziej czuje?

Uważam się za prozaika pisującego, coraz zresztą rzadziej, felietony. Szerzej tego nie rozwijam, ponieważ tego, kim się naprawdę czuję, w żadnym wypadku nie mogę pani powiedzieć.

Czytając pańską prozę, np. "Spis cudzołożnic", można natknąć się na fragmenty, w których nie jest pan w stanie opanować zamiłowania do szybkiego i efektownego flirtu z czytelnikiem. Czy Pilch-felietonista przeszkadza Pilchowi-prozaikowi?

Szybki i efektowny flirt nie wyklucza wielkiej i głębokiej miłości. Odwracam porządek pytania i mówię tak: mam wrażenie, że pisanie prozy do tego stopnia pomogło moim felietonom, że prawie przestałem pisać felietony, w związku z czym ich szkodliwość stała się nikła.

Do literackiej nagrody Nike został pan jednak nominowany za zbiór felietonów, nie za prozę, mimo że w ubiegłym roku obok felietonów ukazała się pańska powieść "Tysiąc spokojnych miast". Czy czuł się pan rozczarowany?

Już to raz gdzieś powiedziałem; obojętne za co dali tę nominację, grunt, że dali. Do "Tysiąca spokojnych miast" jestem bardzo przywiązany. W przypadku tej powieści mam poczucie pewnego pisarskiego spełnienia. To jest dla mnie daleko istotniejsze od publicznego prestiżu, skądinąd zresztą nie mam najmniejszych powodów, by uskarżać się na recepcję tej powieści. Przeciwnie.

A może odchodzi pan od felietonów, bo ma pan dość przysparzania sobie wrogów? Niedawno zniszczył pan w felietonie "Wilczy notes" Mariusza Wilka, polecany zresztą na łamach "Tygodnika Powszechnego", narażając się na gromy ze strony m.

Polityka 3.1999 (2176) z dnia 16.01.1999; Kultura; s. 42
Reklama