Pomysł darmowego rozdania obywatelom majątku państwowego ma już w RP swoją historię. Pionierem był prezydent Lech Wałęsa, który rzucił hasło "100 milionów dla każdego", zwaloryzowane potem w rytmie inflacji do "300 milionów". W lutym 1996 r. większość społeczeństwa całkowicie zlekceważyła referendum dotyczące m.in. uwłaszczenia. Mimo to w 1997 r. zaczęły powstawać regionalne Towarzystwa Uwłaszczeniowe związane głównie z "S" i Radiem Maryja, zamierzające walczyć o obdarowanie mieszkańców mieniem komunalnym. W tym samym roku pod uwłaszczeniowymi sztandarami AWS pomaszerowała do wyborów parlamentarnych. Dzisiaj znaczna część posłów Akcji zamierza się z danej obietnicy wywiązać.
Problem w tym, że nie wszyscy wyobrażają sobie rozdanie państwowego dobytku w ten sam sposób. Obok "firmowego" projektu AWS sygnowanego przez 111 posłów, od lipca leży w Sejmie konkurencyjny projekt ustawy o "Narodowych Funduszach Uwłaszczeniowych oraz o zasadach powszechnego uwłaszczenia obywateli" podpisany przez 21 posłów Akcji. Żeby zamieszanie było jeszcze większe, do 19 stycznia br. własny projekt przedstawić miał rząd, do czego, jak wiadomo, nie doszło. Wygląda więc na to, że największym poparciem posłów AWS cieszy się nadal projekt prof. Bieli.
Same złudzenia
W jednej sprawie należy się zgodzić ze zwolennikami powszechnego uwłaszczenia. Przyznawanie pracownikom akcji prywatyzowanych firm na preferencyjnych warunkach, będące formą uwłaszczenia ich na części majątku państwowego, nie tylko nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego, ale urąga zasadom sprawiedliwości społecznej. Majątek prywatyzowanych przedsiębiorstw tworzyły bowiem nie tylko ich aktualne załogi, a tylko one spijają śmietankę. Autorzy projektów wyciągają jednak z tego zaskakujący wniosek.