Archiwum Polityki

Ziuta, opamiętaj się!

Pomysł, by teraz w "Polityce" wspominać "Tygodnik Powszechny", opisywać "Tygodnik Powszechny", rozliczać się z "Tygodnikiem Powszechnym" jest generalnie dobry i ciekawy, ma wszakże jedną zasadniczą wadę: zbyt jest dalekosiężny. Mógłbym latami, co mówię latami, mógłbym dziesięcioleciami snuć tygodnikowe opowieści, a ponieważ pamiętam wszystko, nie muszę dodawać, że byłyby to w przeważającej mierze gawędy naznaczone niekonwencjonalną moralnością i rozpustą. Formalna łatwość i tematyczna atrakcyjność są tu kategoriami wystarczająco niebezpiecznymi, by zrezygnować, na razie daję sobie spokój z heroikomiczną epiką tygodnikową, plany mam inne, chcę teraz w innym miejscu niż na ulicy Wiślnej dotknąć skóry świata. I nie tylko z tego powodu, by moi przyjaciele z ulicy Wiślnej odczuli, jak znaczną ponieśli stratę, mam zamiar w te nowe obszary dotyku literackiego włożyć całą moją czułość i wszystkie umiejętności. W tym tekście jednakże, ten jeden jedyny raz - jak mówi Al Pacino w "Ojcu chrzestnym" - pozwalam sobie na powrót do "Tygodnika", do moich pożegnalnych perypetii z "Tygodnikiem". Wyjątek ten czynię wyłącznie dla Ziuty Hennelowej.

Nie ma co ukrywać, że przez całą dekadę mojej pracy w "Tygodniku" darzyliśmy się z Ziutą silną sympatią, istotnym szacunkiem, można nawet powiedzieć po miłoszowsku, że była to między nami znaczna wzajemna skłonność. Kiedy teraz czytam w ostatnim "TP" (nr 9), jak Ziuta pisze o mnie per "ktoś nawet nam dotąd bardzo bliski", to mnie boli i rani, ponieważ Ty Ziuta nie "dotąd", ale dalej jesteś mi bardzo bliska. Miałem nawet zamiar całemu felietonowi nadać intymną formę listu do Autorki, ale ponieważ moje straty emocjonalne są znaczne, stać mnie tylko na frazę połowicznie serdeczną, od czasu do czasu epistolarną.

Polityka 10.1999 (2183) z dnia 06.03.1999; Pilch; s. 87
Reklama