Archiwum Polityki

Sztuka opowiadania

Dzieci proszą, żeby opowiedzieć im bajeczkę. Takie tradycyjne dzieci. Te nowoczesne proszą, żeby im włączyć telewizor i puścić kasetę. Na kasecie będzie jakaś bajka, więc w istocie różnica jest niewielka. Dzieci proszą o historyjkę i dorośli się od nich nie różnią - także pragną, aby im coś opowiedzieć, historyjkę, ciekawe zdarzenie, coś ciekawego o ludziach i o świecie.

Sztuka opowiadania jest pewnie tak stara jak ludzkość. Z opowiadania zapewne utrzymywał się kiedyś Homer, a później jego koledzy Sofokles i Eurypides. Opowiadaniem historii zarabiali na życie Shakespeare i Racine, i Cervantes. Jedni żyli lepiej, drudzy gorzej, nie zawsze w proporcji do osądu, jaki budziły ich historie (i jaki budzą dziś po latach). Zawsze jednak opowiadanie historii było zajęciem utrzymującym się w cenie, ponieważ w dobrych opowieściach zawarta jest mądrość pokoleń, pamięć minionych doświadczeń wraz z wnioskiem, co z nich wynikło. Hamlet przypłacił życiem swoje przydługie wahanie, Don Kichot się wygłupił, Skąpiec zasłużył na śmieszność - kto zna te historie, może się ustrzeże i nie popełni analogicznych błędów.

Potrzebujemy jednak historii głównie po to, by powędrować od własnego życia w stronę cudzych przeżyć, cudzych namiętności. Element dydaktyczny jest zwykle wtórny w odbiorze. Pociąga nas nie tyle praktyczny pożytek z tego, żeby uniknąć złych doświadczeń i przeniknąć logikę świata (jeżeli wierzymy, że istnieje), pociąga nas chęć wyjścia poza siebie, przeżycia czegoś, co nie nasze, ale dostępne w opowieści.

Ludzie obdarzeni talentem narracyjnym byli zwykle ogromną atrakcją w miejscach odosobnienia, w obozach, więzieniach czy nawet w barakach stacji na Antarktydzie, gdzie w długie wieczory w powszechnej ciemności potrzeba ucieczki od rzeczywistości stawała się pierwszą potrzebą, równie ważną jak jedzenie i picie.

Polityka 10.1999 (2183) z dnia 06.03.1999; Zanussi; s. 89
Reklama