Archiwum Polityki

Żarty z pogrzebu

Wielkanocny Festiwal Beethovenowski odbył się po raz ósmy, lecz po raz pierwszy w Warszawie. Władze stolicy oraz sponsorzy nie ukrywali satysfakcji z tego powodu, szkoda tylko, że zwykli melomani nie mogli cieszyć się wraz z nimi. Dla prawdziwych miłośników muzyki zabrakło bowiem biletów i to już na wiele dni przed pierwszym koncertem. Jak wielkie było potem zdziwienie, gdy sale zapełniały się przeciętnie w połowie. Zdjęcia, które ukazały się w gazetach, przedstawiające widownie z kompromitującymi organizatorów – oraz ich wybranych gości – łysinami sprawiały naprawdę przygnębiające wrażenie.

Frekwencja była zdecydowanie lepsza wówczas, kiedy koncertowi towarzyszył bankiet. Tak było na przykład w Teatrze Polskim, gdzie obchody pięciolecia Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych połączono z występem Gidona Kremera z orkiestrą Kremerata Baltica. W przerwie było przyjęcie, z pewnością bardzo udane, skoro na drugą część występu pofatygowała się już tylko garstka vipów. Całkiem przyzwoicie wyglądała też sala Opery Narodowej w czasie wykonania „Requiem” Verdiego – pustych foteli zostało niewiele. Zapewne dlatego, że po koncercie był suty bankiet, fundowany przez belgijskiego sponsora. Gościom przygrywali świetni jazzmani Henryk Miśkiewicz i Andrzej Jagodziński. Było bardzo przyjemnie i tylko malkontenci narzekali, że ktoś tu próbuje sobie robić żarty z pogrzebu.

Tak więc festiwal się udał, co nie znaczy, że w przyszłości nie należy jeszcze popracować nad jego formułą. Najprostszy pomysł, jaki się narzuca, jest taki, by sponsorów zwolnić z przykrego obowiązku bywania na koncertach. Wystarczy, że dają pieniądze. Co innego bankiety, które mogłyby zyskać status oficjalnej imprezy towarzyszącej.

Polityka 15.2004 (2447) z dnia 10.04.2004; Fusy plusy i minusy; s. 111
Reklama