Łączymy się z Europą. Ankieta przeprowadzona przez „Przegląd” wykazuje, że dla wielu wybitnych intelektualistów jest to najważniejsze wydarzenie w historii narodowej od czasu chrztu Mieszka. W pełni się z tym zgadzam. Nasz ustępujący rząd, który twierdzi, że jego to osiągnięciem jest wejście do Unii, postanowił wszakże i ten moment spaskudzić. „Po burzliwej dyskusji wewnątrz rządu – donosi „Rzeczpospolita” – zapadła decyzja, że Polska wprowadzi ograniczenia w dostępie do rynku pracy dla niektórych obywateli Unii Europejskiej. (...) Polska sięgnęła po tak zwane lustrzane ograniczenia – ponieważ wszystkie te 16 państw (gramatyka zgodnie z oryginałem – przyp. LS) wprowadza ograniczenia w dostępie Polaków do swoich rynków pracy, my zrobimy podobnie”.
Jak oni nam, tak my im! Ma to zapewne pieścić naszą bezgraniczną dumę narodową. Niestety idiotyczna pycha zastąpiła tu jakikolwiek racjonalizm, którym – wydawałoby się – powinny się kierować instytucje decydujące o losach państwa. Tak się bowiem składa, że obywatele krajów Piętnastki, wybierający działalność w Rzeczypospolitej, a jest ich jak dotąd mniej więcej dziesięć tysięcy, nie tworzą najmniejszego zagrożenia dla polskiego rynku pracy i nie pogłębiają bezrobocia. Wręcz odwrotnie, znaczny procent spośród nich to mali przedsiębiorcy dający zarobek Polakom.
Pisze Małgorzata Solecka w „Rzeczpospolitej”: „Ograniczając dostęp do naszego rynku pracy niczego nie zyskamy: te państwa, które zamknęły swoje rynki w obawie przed pracownikami z Polski, na pewno nie zmienią swojego stanowiska. W stosunku do rządów krajów europejskich wykonujemy więc tylko pusty gest.