Urodziłem się w 1958 r. w kurorcie na podgórzu alpejskim w Górnej Austrii. Miejscowe drobnomieszczaństwo ze swymi sklepami przy głównym placu opanowało drobne rzemiosło i usługi, ale towarzyski ton nadawali ksiądz, nauczyciel, lekarze i aptekarz. Okoliczni chłopi posiadali pokaźne tereny rolne i odpowiednio rozległe były i są też ich zagrody. Robotnicy dojeżdżali do stalowni i zakładów chemicznych w Steyr i Linzu.
Skupieni wokół placu głównego przedsiębiorcy, chłopi, nauczyciel, lekarze, pracownicy państwowych domów zdrojowych i ksiądz należeli do czarnych i głosowali na katolicką Partię Ludową (ÖVP). Robotnicy byli czerwoni i głosowali na partię socjaldemokratyczną (SPÖ), która wówczas jeszcze nazywała się socjalistyczna. Bardziej skomplikowana była sprawa z brunatnymi, byłymi członkami lub wyborcami NSDAP, gdyż dawni naziści mogli teraz być zarówno czarnymi jak i czerwonymi.
Dla nas, dzieci, austrofaszyzm, faszyzm i wojna światowa
były uchwytne gołymi rękami poprzez naszych dziadków, uczestników wojny, lub małych działaczy nazistowskich, którzy w szufladach swych biurek przechowywali wciąż naoliwione wojskowe pistolety, a w szafie z bielizną sztandar ze swastyką. Najwięcej członków miały dwa miejscowe stowarzyszenia: związek ofiar wojny oraz niemiecko-narodowy związek gimnastyczny.
Miasteczko Steyr, w którym od 1968 r. chodziłem do gimnazjum, ma charakter przemysłowy. Uchodzi za czerwony w czarnej prowincji, socjaldemokraci mają od 1945 r. nieprzerwanie większość w radzie miejskiej, a w lutym 1934 r. robotnice i robotnicy zakładów Steyr-Werke z bronią w ręku przeciwstawili się klerykalno-faszystowskiemu rządowi. W barokowej sylwetce miasta socjaldemokratyczna tradycja zaznacza się dziś przede wszystkim budynkiem muzeum świata pracy.