Archiwum Polityki

Cooler

+

Tytułowy cooler to etatowy pechowiec zatrudniony w kasynie. Praca nie jest specjalnie ciężka: trzeba tylko w odpowiednim momencie podejść do stolika, przy którym grającym zaczyna się wydawać, że szczęście im sprzyja. Już po chwili przegrywają. Dobry cooler to prawdziwy skarb. Kimś takim jest właśnie Bernie z filmu Wayne’a Kramera, grany przez Williama H. Macy’ego („Fargo”). Kiedy pokazuje się na ekranie, nie mamy wątpliwości, że to chodzące nieszczęście. Buźka zbitego psa, nijaki strój, a jeszcze porusza się niepewnie, lekko utykając. Potem dowiemy się, że uszkodzone kolano to pamiątka od szefa, który kijem bejsbolowym wybił mu swego czasu zamiłowanie do hazardu. Ale szef Shelly (Alec Baldwin), niezłe ziółko, co widać na pierwszy rzut oka, też ma kłopoty, czasy się bowiem zmieniają, a on zachowuje się wciąż tak, jakby grał w starym hollywoodzkim filmie. A teraz kasyno ma być kombinatem rozrywki. Na horyzoncie pojawia się następca, człowiek młody, nowoczesny i cyniczny. Jeszcze Shelly przekona się, iż w jaskini hazardu jedynym oddanym mu człowiekiem jest cooler, ale to dopiero w finale, którego szczegółów nie mogę zdradzać. Równocześnie toczy się wątek sentymentalno-romansowy. Oto Shell, chcąc zatrzymać za wszelką cenę coolera, podsyła mu kelnerkę, dobrze za tę usługę opłaconą, która ma udawać, że Bernie fascynuje ją jako mężczyzna. Kelnerka zakochuje się naprawdę, co zresztą można było przewidzieć, bo to jeden ze starych chwytów filmowych. A jednak zaskoczenie jest ogromne, gdyż dziewczynę gra bardzo urodziwa Maria Bello, zaś Macy, no cóż, wystarczy spojrzeć... Miłość jest ponoć ślepa, ale żeby aż do tego stopnia?

Zdzisław Pietrasik

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe

Polityka 21.2004 (2453) z dnia 22.05.2004; Kultura; s. 67
Reklama