Archiwum Polityki

Urny wśród ruin

Rozmowa z Achmarem Zawgajewem, reprezentantem Czeczenii w Radzie Federacji Rosyjskiej

Witalij Portnikow: Jedni mówią, że wybory prezydenckie w Czeczenii doprowadzą do stabilizacji, inni – że będą tylko parawanem przysłaniającym trwający tam konflikt.

Achmar Zawgajew: Nikt nie dawał gwarancji, że po przeprowadzeniu w Czeczenii referendum konstytucyjnego bojownicy od razu złożą broń i wrócą do pokojowego życia. Po pierwsze – są wśród nich tacy, których nie obejmie amnestia. Po drugie – wielu partyzanckich przywódców ma na rękach czeczeńską krew. Ciąży na nich także odpowiedzialność za liczne porwania, uważane na Kaukazie za coś okrutniejszego i bardziej poniżającego niż morderstwo. Teraz boją się zemsty rodowej. Bez względu na to, jak bardzo będą się starali, wszyscy nie uzyskają wybaczenia. Nie każda poszkodowana strona może wybaczyć coś takiego. Tej tradycji nie zdołano wykorzenić u nas nawet w czasach radzieckich, przy reżimie totalitarnym. Obecnie, w warunkach demokracji, też się to nie uda. Odwetu w postaci zemsty rodowej nikt nie powstrzyma. Dzisiaj Asłan Maschadow i Szamil Basajew boją się nie władz – w Rosji nie ma już przecież kary śmierci – lecz zemsty za zbrodnie wobec własnego narodu.

Wybory prezydenckie przyczynią się do politycznej stabilizacji. Powstaną legalne władze, a prezydent uzyska możliwość podejmowania niektórych działań samodzielnie. Wszelako nie mogę powiedzieć, że zaraz po tym Basajew lub Abu Walid (znany czeczeński dowódca polowy – red.) złożą broń. Ludzie ci znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, nie mają wyboru – muszą umrzeć albo zwyciężyć.

Wielu uważa, że wybory organizowane są wyłącznie po to, by postawić kropkę nad „i” w dyskusji na temat legitymizacji Asłana Maschadowa.

Maschadow w czasie swojej prezydentury nic dla republiki nie zrobił.

Polityka 40.2003 (2421) z dnia 04.10.2003; Świat; s. 48
Reklama