Archiwum Polityki

Głuchy to nie głupi

Bardzo dziękuję za ważny pewnie nie tylko dla mnie artykuł [„Wiersze na palcach”, POLITYKA 38]. Od urodzenia jestem osobą źle słyszącą. W moim wczesnym dzieciństwie (dzisiaj mam 45 lat!) takimi dziećmi nikt się nie zajmował, niedosłuch nie jest chorobą, którą można leczyć. Z tym trzeba po prostu nauczyć się żyć! (...) W szkole radziłam sobie tak, że koleżance, z którą siedziałam w ławce, zawsze mówiłam prawdę: że nie słyszę i już! (...) Gorzej było z nauczycielami. Mama coś próbowała opowiadać o mojej sytuacji na wywiadówkach, ale miałam opinię „gaduły”, bo ja się ciągle pytałam, gdy czegoś nie usłyszałam. (...) Mama wybłagała, aby dano mi zaświadczenie, że mój niedosłuch pozwoli skończyć mi normalną szkołę średnią, że dam sobie radę. Nierozumiejąca mnie wychowawczyni uważała, że nadaję się wyłącznie do szkoły zawodowej. (...) Skończyłam studia teatrologiczne. Ponieważ głuchota pogłębia się od wielu lat w szybkim tempie, od świata dźwięku uciekłam w świat znaków. Zaczęłam pisać. Jestem autorką kilkudziesięciu poważnych artykułów z historii teatru i kilku książek (m.in. o Marianie Hemarze). Dwa razy byłam zmuszona zmienić pracę z powodu nietolerancji otoczenia dla mojego niesłyszenia! Teraz od roku nie pracuję zawodowo, piszę w domu. Nie mam renty i nie staram się o nią, bo to przekracza moje siły psychiczne. Głuchnę z każdą infekcją coraz bardziej. Od kilku lat nie słyszę dzwonka do drzwi, co rodzi wiele problemów w codziennym życiu. Nie słyszę też telefonu. W ogóle rozmowa przez telefon jest dla mnie ogromnym stresem, z którego normalni ludzie nie zdają sobie sprawy. W kontaktach z ludźmi do perfekcji opanowałam język ust.

Polityka 42.2003 (2423) z dnia 18.10.2003; Listy; s. 97
Reklama