Historia jak w bajce, tylko wszystko toczy się w odwrotnym kierunku: była sobie raz dziewczyna, Helen Harris, żyła sobie szczęśliwie i nagle wszystko się odmieniło. Pewnego dnia dowiaduje się bowiem, że jej starsza siostra wraz z mężem zginęli w wypadku, osierocając trójkę sympatycznych dzieciaków. Kolejny szok nastąpi w chwili otwarcia testamentu, z którego wynika, iż zmarła powierza opiekę nad dziećmi właśnie Helen. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Helen ma jeszcze jedną siostrę, zawodową wręcz mamę, która w pełni realizuje się w życiu domowym i która byłaby skłonna natychmiast przejąć pełną kontrolę nad sierotami. Tymczasem Helen pracuje w agencji modelek, korzysta z uroków życia i nie ma pojęcia, jak się prowadzi dom z trójką dzieci od lat pięciu do piętnastu. Piętnaście lat ma dziewczynka, co się okaże istotne, ponieważ wkrótce zacznie wyfruwać z domu, przysparzając przybranej mamie niemało kłopotów. A jednak, mimo wszystko, Helen wciąga się w nową rolę, choć oczywiście mowy nie ma o atrakcjach agencji modelek i wielu innych przyjemnościach. Na naszych oczach dorasta do obowiązków, a kiedy na horyzoncie pojawia się sympatyczny pastor, zawsze skłonny do niesienia pomocy, nie tylko duchowej, nie mamy już wątpliwości, że bajka potoczy się już teraz we właściwym kierunku, a cała opowieść niepotrzebnie trwa aż dwie godziny. Reżyser „Mamy na obcasach” Garry Marshall („Pretty Woman”, „Uciekająca panna młoda”) w głównej roli obsadził Kate Hudson, aktorkę modną i uchodzącą za okaz filmowej urody, czego jednak na ekranie się nie widzi.
Zdzisław Pietrasik
++ dobre
+ średnie
– złe