Archiwum Polityki

Coraz więcej różowego

Michelle Bachelet, pierwsza w Ameryce Łacińskiej kobieta minister obrony, może zostać pierwszą kobietą prezydentem Chile. Ale nie tylko dlatego warto ją poznać.

Gwiazda na horyzoncie Ameryk – tak Bill Clinton nazwał Chile. 11 grudnia odbędą się tu wybory prezydenckie. Niewykluczone, że już w I turze zwycięży gwiazda obozu władzy socjalistka Michelle Bachelet.

Byłoby to potwierdzeniem rzadkiej w Ameryce Łacińskiej stabilizacji politycznej. W Chile od czasu upadku dyktatury Pinocheta (1988 r.) rządzi jedna i ta sama koalicja czerwono-czarna (socjaliści i chadecy, tzw. Concertacion), która w ciągu 15 lat wygrała 11 kolejnych kampanii prezydenckich, parlamentarnych i samorządowych. Inaczej niż u nas – wzajemna nieufność lewicy i chadeckiego centrum została przezwyciężona, zapewniając koalicji Concertacion trwałą większość, która prowadzi Chile od sukcesu do sukcesu.

W odróżnieniu od Polski, gdzie każda ekipa odchodzi w niesławie, a jej uczynki są kwestionowane, w Chile kolejni szefowie państwa i rządu – Patricio Aylwin i Eduardo Frei z partii Demokracja Chrześcijańska i kończący w tych dniach kadencję socjalista Ricardo Lagos – otoczeni są szacunkiem i uznaniem. Po sześciu latach na czele państwa Lagos kończy swoje urzędowanie, ciesząc się poparciem ponad dwóch trzecich społeczeństwa, chociaż wybory 1999 r. wygrał o włos. Jest to sukces tym większy, że głowa państwa jest również szefem rządu, ponosi więc ogromną odpowiedzialność.

W odróżnieniu od Polski, gdzie partie polityczne pojawiają się i znikają, w Chile podział jest trwały. Opozycję stanowią dwie partie prawicowe (umiarkowana Renovacion Nacional i bardziej radykalna, kiedyś bliska Pinochetowi, konserwatywna UDI – Niezależna Unia Demokratyczna). Jak to często bywa, nie tylko w Chile, opozycja nie była w stanie wyłonić wspólnego kandydata i do wyborów stanęli: kandydat UDI – Joaquin Lavin i kandydat RN – Sebastian Pinera.

Polityka 49.2005 (2533) z dnia 10.12.2005; Świat; s. 64
Reklama