W ubiegłym tygodniu prezes PiS zagrzmiał w „Dzienniku” na liderów Platformy Obywatelskiej: „Jeśli tam ciągle będzie obowiązywać reguła pani de Barbaro, że trzeba za wszelką cenę prowadzić wojnę, bo to droga do sukcesu – to my na tym nie stracimy. Ale Polska demokracja, która – choć ułomna – jakoś działa, może stracić wiele. I Polska może stracić”.
Klewki à la PiS
Natalia de Barbaro mówi, że czytając te opinie, czuje się jak postać z bajki: – Osoba opisywana przez prezesa PiS nie jest mną. Nic się nie zgadza. To są Klewki à la PiS. De Barbaro to drobna, obcięta na krótko blondynka po trzydziestce. Kojarzyć ją mogą co najwyżej studenci Instytutu Psychologii UJ, działacze samorządowi i lokalni politycy z Krakowa oraz wąskie otoczenie lidera Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska. Ta absolwentka psychologii i socjologii UJ prowadzi zajęcia na macierzystej uczelni. Równocześnie pracowała przy wszystkich kampaniach wyborczych po 1989 r.
Jesienią 1990 r. jako wolontariuszka pomaga w sztabie ubiegającego się o prezydenturę Tadeusza Mazowieckiego. „Moje wspomnienia to zdumienie: jak to możliwe, żeby najlepszy kandydat nie wszedł nawet do drugiej tury? Nauczyłam się wtedy, że w kampanii nie wystarczy mieć rację” – pisze we wstępie do swego „Radykalnie praktycznego przewodnika po kampanii wyborczej”. Rok później dzięki National Forum Foundation obserwuje w USA kampanię Billa Clintona. „Nie była wcale odkrywcza ani wyrafinowana intelektualnie. Patrzyłam na konsekwentne przestrzeganie kilku banalnych zasad: powtarzania jasnego przekazu, wzmacniania pozytywnych i osłabiania negatywnych elementów obrazu kandydata, mówienia jednym głosem, szanowania wolontariuszy” – komentuje to doświadczenie.