Archiwum Polityki

Po balu

Jak można opowiadać o mnie dowcipy? – żalił się tuż przed wyborami wybitny polityk. – Przecież jestem liderem całej prawicy!
– Wybacz, szefie – przerwał mu totumfacki. – Tego dowcipu jeszcze nie opowiadałem.

Słyszałem także, że do lokalu rządzącego ugrupowania zgłosił się nikomu nieznany typek. Popatrzył na kalendarz (za dwa dni wybory) i zaszemrał:
– Chciałem się zapisać do partii. Do kogo mam się zgłosić?
– Do psychiatry – jęknął funkcjonariusz śledzący wyniki sondaży.

Że co? Że to mało śmieszne? Bardzo przepraszam, ale wyobraźnia nie nadąża za rzeczywistymi bohaterami finału kampanii. Czytam o kandydacie z Prawa i Sprawiedliwości. Zaczepiał przechodniów na ulicy, szczególnie mamuśki z dziećmi. – „Dziecku wręczam cukierek, a matce ulotkę” – opowiadał. Czy to nie sama słodycz? Inna rzecz, że oferent mordoklejek sporo ryzykował. Tyle się mówi o dewiantach, polujących na małolatów. Mogło się zdarzyć i tak, że propozycji wręczenia landrynki czy karmelka towarzyszyłby siarczysty policzek, wymierzony przez rodzicielkę. No i wezwanie policji. Przesadzam, ale nie całkiem: ów kandydat zwierzył się dziennikarzom, że kiedy próbował chodzić po prośbie (wyborczej) po domach – szczuto go psem. Nie ryzykował więc głową; głowie nic do tego. Za to nogawką z pewnością. Psy – z wyjątkiem psów policyjnych – nie sympatyzują z PiS-em. Dowiedziały się, że bracia Kaczyńscy preferują koty, mrucząc im kołysankę „Koci-koci łapci. U nas jak u babci”.

A niby co mają mruczeć? Trzeba było aż wyborów, by aktorka Ewa Dałkowska wpatrując się w podobiznę Lecha K. wielkości naturalnej wyszeptała „Głosuję na niego, bo jest seksy”.

Polityka 39.2001 (2317) z dnia 29.09.2001; Groński; s. 109
Reklama