Archiwum Polityki

Barbarzyństwo XXI w.

Z zainteresowaniem, ale i ze smutkiem przeczytałem artykuł Agnieszki Malik „Czy mięso może cierpieć” [POLITYKA 20], opisujący cierpienia zwierząt, a zwłaszcza koni, transportowanych do rzeźni.

Otóż właśnie – mięso, produkcja mięsa, zakłady mięsne – ładnie brzmi, mniej krwawo niż dawni rzeźnicy i rzeźnie. Ale zarazem brzmi bezdusznie, bo zamazuje prawdę, że kotlety i befsztyki okupione są cierpieniem zwierząt, często przyprawionym okrucieństwem. Nawet rolnicy hodujący krowy nie są już hodowcami krów, tylko producentami wołowiny. Dawne krwawe nazewnictwo przynajmniej było szczere.

Los zwierząt rzeźnych znam szerzej z kontroli NIK, która w czasie mojej prezesury kilka razy zajmowała się sprawami zwierząt. Jest źle, choć na przestrzeni ostatnich lat w Polsce nastąpiła pewna poprawa. W Parlamencie Europejskim systematycznie podejmujemy działania zmierzające do poprawy losu zwierząt, między innymi udało się przeforsować rezolucję wzywającą do zniesienia dotacji eksportowych żywego bydła na Bliski Wschód, bo tam w transportach działy się rzeczy straszne. Udało się też wprowadzić rozwiązania podwyższające warunki odbywania transportów. Nie powiodła się natomiast próba ograniczenia czasu transportu żywych zwierząt do maksimum 8 godzin.

Autorka trafnie wskazuje na problem braku kontroli traktowania zwierząt. Najlepsze przepisy nie pomogą, jeśli nie będzie skutecznego ich egzekwowania. Inspekcja weterynaryjna od losu zwierząt odwraca głowę, bo jest w zbyt bliskich związkach z branżą rzeźniczą. Powinna powstać wyspecjalizowana, państwowa inspekcja ochrony zwierząt, bo w przeciwnym razie prawo o humanitarnym traktowaniu naszych mniejszych braci pozostanie fasadą i fikcją, a my, Europejczycy XXI wieku, nadal przypominać będziemy barbarzyńców.

Polityka 23.2006 (2557) z dnia 10.06.2006; Listy; s. 116
Reklama