Archiwum Polityki

Lekcja dialektologii

Zdjęcia do filmu już poza mną. Trwały krótko, bo nie było za co rozwinąć opowiadania. Powstał szkic, na przekór niemożności i na przekór zdrowemu rozsądkowi. Zmęczony i trochę sfrustrowany mogę uciec myślami w piękną aurę moich wcześniejszych podróży. Na początku lata wyjechałem na obcas włoskiego buta, zwany z łaciny Apulią, a po włosku podobnie, bez pierwszego A. (Duch języka włoskiego nakazuje wytracać zbędne samogłoski, podczas kiedy hiszpański często je dodaje po to, by ułatwić wymowę).

Apulia była kiedyś wielką Grecją i do dziś dnia są w niej wioski, gdzie mówi się dialektem, który pochodzi od starożytnej greki. Językoznawcy z Salonik (Tessalonik) przyjeżdżają studiować te resztki starożytności, a miejscowy poeta tłumaczy na dialekt wioskowy tragedie Eurypidesa po to, by wystawiać je na placu w czasie letniego festiwalu. Europa małych ojczyzn znajduje tutaj żywą ilustrację, broni swej rozmaitości i nie wpuszcza ani McDonalds’a, ani kultury masowej, ale ta pod rękę z coca-colą przenika konsekwentnie przesączając się przez szczeliny, które w murze tradycji żłobi nowoczesna technologia. Grecki dialekt powoli zanika, młodzi ledwie go rozumieją, a miejsce bajek, które wyrastały prosto z mitologii Greków, zajmują komiksy, gry komputerowe i kreskówki Walta Disneya. Antyglobaliści z Genui powinni manifestować pod studiami wszystkich telewizji i pod fabrykami coca-coli.

Konflikt tradycji z nowoczesnością znalazł w Apulii materialny wyraz przy okazji hodowli oliwek. Te są chlubą całego regionu. Dziewicza oliwa z południa uchodzi za najlepszą w całych Włoszech (tak przynajmniej twierdzą wszyscy miejscowi rolnicy). Tajemnicą jej dobrego smaku jest ponoć to, że z drzew, zazwyczaj starych, owoce opadają w powolnym rytmie dojrzewania – grubych pni nie sposób potrząsać i pozostaje tylko czekanie, aż dojrzałe oliwki same spadną, lądując na białym płótnie rozpostartym u podnóża drzewa.

Polityka 35.2001 (2313) z dnia 01.09.2001; Zanussi; s. 89
Reklama