Archiwum Polityki

Mówią, że dadzą

Dokładnie w rocznicę zburzenia Bastylii, 14 lipca 2000 r., Sejm – głosami AWS i PSL – uchwalił ustawę o powszechnym uwłaszczeniu obywateli Rzeczpospolitej. Ta „rewolucja własnościowa” – cieszyli się posłowie AWS – oznacza spełnienie zobowiązań Solidarności. Związek od dawna domagał się, aby znaczącą część mienia odziedziczonego po PRL oddać w ręce tych, którzy ten majątek wypracowali. Byłaby to swoista rekompensata za krzywdy PRL i zadatek na życie w nowym ustroju. Kawałek kapitalizmu dla każdego. W ciągu 10 lat mieliśmy już słynne „100 milionów Wałęsy”, spółki pracownicze, Narodowe Fundusze Inwestycyjne, darmowe akcje dla załóg, uwłaszczeniowe referendum. W sumie jednak kolejne próby rozdania obywatelom państwowego majątku przyniosły więcej rozgoryczenia niż korzyści. Ale sprawa wraca. Po sejmowym głosowaniu miliony Polaków znów otrzymały nadzieję, że dostaną coś za darmo. Jaka jest wartość tej obietnicy?

Przypomnijmy. Według uchwalonej ustawy najemcy lokali komunalnych, państwowych i zakładowych z mocy prawa przejęliby je na własność. Podobnie ma być z mieszkaniami spółdzielczymi, gruntami rolnymi i działkami użytkowanymi na podstawie – zawartej co najmniej przed 10 laty – umowy wieczystej. Członkom spółdzielni, na których ciążą zobowiązania kredytowe sprzed 1992 r., umorzono by połowę należności. Pozostali otrzymaliby bony uwłaszczeniowe. Natomiast ci, którzy już skorzystali z jakiejś formy prywatyzacji, byliby z dobrodziejstw ustawy wyłączeni. Prawo do udziału w „przysporzeniu majątkowym” ustalano by na podstawie Rejestru Uczestników Uwłaszczenia, gdzie w ciągu kilku miesięcy powinny znaleźć się zapisy, kto i co już dostał i co komu jeszcze przysługuje.

Do niedawna wydawało się, że hasło powszechnego uwłaszczenia, zapisane w programie Akcji Wyborczej Solidarność, nie przedrze się przez parlament. Koalicyjna Unia Wolności uważała ten pomysł za szkodliwą utopię, a zdanie to podzielał nie tylko opozycyjny SLD, ale także spora grupa posłów AWS. Przeciwko kolejnym wersjom ustaw uwłaszczeniowych wypowiadał się rząd Jerzego Buzka. Zdeklarowanymi obrońcami projektu była nieliczna, 21-osobowa grupa zbuntowanych parlamentarzystów AWS (tzw. oczko) pod przewodnictwem Adama Bieli i Tomasza Wójcika. Jak to się stało, że nagle mniejszość zyskała większość?

Powszechne uwłaszczenie powstało jako program wyborczy i w takiej formie teraz wraca. Spora grupa polityków AWS uważa, że to dzięki tej obietnicy wygrali wybory w 1997 r., a patent, który okazał się już raz skuteczny, może zadziałać ponownie. Winę za to, że przez prawie trzy lata projekt nie mógł się wydostać z teczki posła Bieli, łatwo dziś zrzucić na Unię Wolności, zaś moment jest wręcz wymarzony, aby pomysł odkurzyć.

Polityka 31.2000 (2256) z dnia 29.07.2000; Ogląd i pogląd; s. 19
Reklama