Archiwum Polityki

Będzie rokosz?

Nie jest to na pewno wydarzenie, które znalazłoby się w kalendarzu uroczystości obchodów sporządzonych w Ministerstwie Edukacji Narodowej pod batutą Romana Giertycha. Tym niemniej rocznica jest najzupełniej okrągła, a do tego pouczająca. Oto czterysta lat temu, w połowie 1606 r., podniosła się szlachta polska (czyli operując ówczesnymi pojęciami naród polski) przeciw reformatorskim zapędom Zygmunta III. Paweł Jasienica, mistrz niełatwej sztuki eufemizmu, napisał: „Rokosz zmobilizował nie tylko warchołów i otumanionych, lecz także choć trochę myślących ludzi, którzy dokonali rozpaczliwej próby ratowania państwa przed ostateczną klerykalizacją”.

Czego konkretnie domagali się owi „choć trochę myślący” obywatele? Przede wszystkim opodatkowania dóbr kościelnych podług takich samych reguł, jakie obowiązywały świeckich; po drugie wolnej edukacji nie zdominowanej przez jezuitów (jezuici byli tu oczywiście symbolem szeroko rozumianej ingerencji Kościoła w szkolnictwo). Pech chciał, że król Zygmunt III wielce był w sobie zadufany i jakiejkolwiek krytyki nie znosił. Nie o to chodzi, żeby żądania rokoszan wydawały się zbyt skrajne, ale samo ogłoszenie przez kogokolwiek odrębnego zdania zdało mu się podważaniem jego wysokiego autorytetu. Toteż król się nastroszył. Nastroszył tym bardziej, że kontestatorzy mieli po swojej stronie najlepsze pióra Rzeczpospolitej.

Pismacy zaś nie próżnowali i wkrótce nie pozostawili na królu suchej nitki. Wystarczy przypomnieć choćby „Consilium de recuperanda pace et in posterum stabilienda pace Regni Poloniae” przypisywane Jerzemu Zbarskiemu, „Votum katolika jednego o jezuitach” czy jeszcze pisaną rymem „Wojnę czupryny z pontą”.

Polityka 32.2006 (2566) z dnia 12.08.2006; Stomma; s. 93
Reklama