Archiwum Polityki

Rushdie zstępuje do piekieł

[lektura obowiązkowa]

Salman Rushdie: Ziemia pod jej stopami. Przeł. Wojsław Brydak. Rebis 2001, s. 627

„Ulisses” rock’n’rolla – tak przezwano tę powieść. Zdaje się, że niektórych krytyków bardziej zafrapował jej temat – opowieść o fikcyjnej megagwieździe muzyki rockowej rodem z Bombaju – niż jej literackie bogactwo i piękno. Fakt, że Rushdie, wychowany jak prawie całe jego pokolenie na muzyce lat sześćdziesiątych, na Beatlesach, Dylanie, Rolling Stonesach, napisał też rockową sagę, ale to przecież tylko górna warstwa tej pysznej joycowskiej prozy. Kto zada sobie słodki trud zejścia wraz z narratorem niżej (wyżej?), odkryje w tym przepastnym labiryncie opowieść o tworzeniu, śmierci i miłości, wielką, obrazoburczą medytację o mitologiach dawnych i współczesnych. „Więc Bóg jest teraz ćpunem’’ – mówi frontmenka Wina, która – na odwrót niż w greckim micie – wydziera śmierci swego Orfeusza, Ormusa. „Nie, bogowie – poprawia Winę narrator – monoteizm, jak każdy despotyzm, tumani. Nasz gatunek jest najnormalniej demokratycznie politeistyczny, z wyjątkiem tej elity ewolucyjnej, która wymóg boskości uznaje za zbędny. Człowiek chce instynktownie, by bogów było wielu, bo on sam jest Jeden’’. Najlepsza po „Dzieciach północy’’ książka Rushdiego, prawdziwe trzęsienie ziemi, na które zaprasza samego siebie, swych bohaterów i czytelników.

[lektura obowiązkowa]
[warto mieć w biblioteczce]
[nie zaszkodzi przeczytać]
[tylko dla znawców][czytadło][złamane pióro]
Polityka 10.2001 (2288) z dnia 10.03.2001; Kultura; s. 51
Reklama