Żyjąc w erze cyfrowej technologii, wirtualnej rozrywki i internetowej komunikacji nierzadko ulegamy złudzeniu, że zwykła praca fizyczna jest wykonywana w XXI w. przez jakieś anonimowe siły. Wydaje nam się, że górników zastąpiły automaty, w fabrykach zatrudniane są komputery, a w stoczniach częściej można natknąć się na maszyny niż ludzi. Austriacki reżyser Michael Glawogger psuje ten sielankowy sen. Z jego dokumentu „Śmierć człowieka pracy” wyłania się absurdalny obraz prac upokarzających, bezsensownych, odbierających godność współczesnej klasy robotniczej. W pięciu epizodach obserwujemy, jak niegdysiejsi bohaterowie zagłębia donieckiego na Ukrainie kradną węgiel z biedaszybów; jak indonezyjscy tragarze pokonują w górach dziesiątki kilometrów objuczeni potwornie ciężkimi koszami z siarką; jak nigeryjscy rzeźnicy szlachtują pod gołym niebem stada bydła, zamieniając afrykańską wioskę w cuchnące, spływające krwią pobojowisko, i wreszcie jak pakistańscy rolnicy tną skorodowane statki na części. Pozbawiony słownego komentarza film pokazuje nie tylko nędzę i znój dzisiejszego pracownika fizycznego, ale i dojmującą duchową pustkę, która go otacza. To zdumiewająco piękna, chwilami niemal poetycka zaduma nad losami pogardzanych, „niewidocznych” ludzi, zmuszonych przez postęp i zachodnią cywilizację do mechanicznej pracy i heroicznego wysiłku.