Archiwum Polityki

Dwugłos o Jandzie

[dla mało wymagających]Zżymam się na to przedstawienie nie dlatego, że to bulwar i komercja. Taki sposób uprawiania teatru jest całkowicie uprawniony; ma swych miłośników i bujną historię. Tyle że bulwar bulwarowi nierówny. Na spektaklu „Opowiadań zebranych” (dobrych kilka dni po premierze) Krystyna Janda wciąż jeszcze nie opanowała pamięciowo tekstu. Dziury nadrabiała charakterystyczną nerwowością, stałą melodyjką dialogów, sprawdzonymi chwytami. Mieliśmy więc powtórkę jej ról we współczesnych obyczajówkach, bez żadnego (poza fragmentami finału) nowego tonu. Zabrakło reżysera (nieuniknione: nie sposób ustawiać dwuosobowego widowiska, w którym się gra główną rolę). Sztuka Donalda Marguliesa o przyjaźni dwóch pisarek, kończącej się wiarołomstwem, napisana jest zręcznie acz płasko; gołym okiem widać szwy. Nie miał kto ich ukryć i nie miał kto dbać o psychologiczny rozwój postaci, nie ograniczając go do przebiórek w poszczególnych odsłonach. (js)

[dla każdego]


Ja też oglądałem sztukę parę dni po premierze i akurat tego wieczora Krystyna Janda znała tekst nie najgorzej. A finał zagrała wręcz brawurowo, czego dowodem były rozmowy po spektaklu w okolicach szatni. Jaka ona jest mała i stara... – podsłuchałem rozmowę kilku pań. A Janda nie jest ani mała, ani stara – ona po prostu to zagrała! Mając zresztą partnerkę w osobie córki Marii Seweryn, która zaczynała nazbyt nerwowo, ale w drugiej części była już bardzo dobra, i co najważniejsze, grała po swojemu, nie naśladując matki-reżysera. Sztuka Marguliesa na pewno nie dorównuje szczytowym osiągnięciom Becketta, ale też nikt tego nie oczekiwał. Przecież to bulwar i komercja, jak pisze (js). Jeżeli tak miałby wyglądać nasz bulwar codzienny, jak ostatnie przedstawienie Jandy, to jestem za.

Polityka 7.2001 (2285) z dnia 17.02.2001; Kultura; s. 42
Reklama