Archiwum Polityki

Warszawa da się lubić

Ten stary szlagwort, czyli zdanie, które jest motywem przewodnim piosenki, uparcie mi się przypomina, gdy odwiedzam stołeczne restauracje starające się, mniej lub bardziej udatnie, naśladować lokale przedwojennej Warszawy. Przypomnieć zaś należy, że w latach dwudziestych i trzydziestych tutejsze restauracje w niczym nie ustępowały renomowanym lokalom zachodnich stolic.

Ba! Byli i tacy smakosze, którzy woleli jadać nad Wisłą niż nad Sekwaną. I to wcale nie powodowani nadmiernie rozwiniętym patriotyzmem, lecz po prostu łakomstwem. Nigdzie bowiem w świecie nie ma takich przysmaków jak gotowane wieprzowe ucho z chrzanem czy sztuka mięsa z kwiatkiem. Szukajmy więc śladów dawnej Warszawy. Na szczęście są!

Siedem grzechów ****

Trakt Królewski upstrzony jest knajpami i knajpkami tak gęsto jak portret Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa wiszący w gospodzie Pod Kielichem, na który to obraz – zdaniem pana Palivca – gęsto srywały muchy.

Tuż przed miejscem, w którym Krakowskie Przedmieście rozszerzając się zgrabnie zmienia nazwę na plac Zamkowy, niemal na wprost pomnika Mickiewicza, a tuż obok niedużej knajpki o kuszącej nazwie Pierogi Świata, widnieje szyld: Siedem Grzechów. Strome schody prowadzą w dół. Po drodze mija się komody i komódki zastawione słoikami z konfiturami, koszami jabłek, wazonikami i salaterkami. Na ścianach wiszą fotografie oddające urok dawnej Warszawy. W kilku niewielkich salkach stoliki rozstawione są nie za gęsto, by goście nie potrącali się łokciami maszerując po sali, a przy nich krzesła tak wygodne, by długo nie chciało się z nich wstawać.

Pod oknami, przez które, gdyby nie były przesłonięte, można by oglądać nogi warszawianek biegających po Krakowskim Przedmieściu, stoją stare akordeony, gramofony i rozklekotana maszyna do pisania. Wszystko to razem stwarza nastrój nieco nostalgiczny, acz wielce sympatyczny. Piosenki warszawskie śpiewa bard Czerniakowa – Grzesiuk, a także inni lubiani nadwiślańscy pieśniarze.

Już wstępna rozmowa z kelnerem napawa optymizmem. Troskliwy, acz nie natrętnie nadskakujący, doradza, by wziąć spoza karty jagnięcinę, która podobno jest mistrzowskim dziełem szefa kuchni.

Polityka 7.2001 (2285) z dnia 17.02.2001; Społeczeństwo; s. 84
Reklama