Ba! Byli i tacy smakosze, którzy woleli jadać nad Wisłą niż nad Sekwaną. I to wcale nie powodowani nadmiernie rozwiniętym patriotyzmem, lecz po prostu łakomstwem. Nigdzie bowiem w świecie nie ma takich przysmaków jak gotowane wieprzowe ucho z chrzanem czy sztuka mięsa z kwiatkiem. Szukajmy więc śladów dawnej Warszawy. Na szczęście są!
Siedem grzechów ****
Trakt Królewski upstrzony jest knajpami i knajpkami tak gęsto jak portret Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa wiszący w gospodzie Pod Kielichem, na który to obraz – zdaniem pana Palivca – gęsto srywały muchy.
Tuż przed miejscem, w którym Krakowskie Przedmieście rozszerzając się zgrabnie zmienia nazwę na plac Zamkowy, niemal na wprost pomnika Mickiewicza, a tuż obok niedużej knajpki o kuszącej nazwie Pierogi Świata, widnieje szyld: Siedem Grzechów. Strome schody prowadzą w dół. Po drodze mija się komody i komódki zastawione słoikami z konfiturami, koszami jabłek, wazonikami i salaterkami. Na ścianach wiszą fotografie oddające urok dawnej Warszawy. W kilku niewielkich salkach stoliki rozstawione są nie za gęsto, by goście nie potrącali się łokciami maszerując po sali, a przy nich krzesła tak wygodne, by długo nie chciało się z nich wstawać.
Pod oknami, przez które, gdyby nie były przesłonięte, można by oglądać nogi warszawianek biegających po Krakowskim Przedmieściu, stoją stare akordeony, gramofony i rozklekotana maszyna do pisania. Wszystko to razem stwarza nastrój nieco nostalgiczny, acz wielce sympatyczny. Piosenki warszawskie śpiewa bard Czerniakowa – Grzesiuk, a także inni lubiani nadwiślańscy pieśniarze.
Już wstępna rozmowa z kelnerem napawa optymizmem. Troskliwy, acz nie natrętnie nadskakujący, doradza, by wziąć spoza karty jagnięcinę, która podobno jest mistrzowskim dziełem szefa kuchni.