Mówiłem, że takie oczekiwania może są nierealistyczne, ale stanowić powinny ważną wskazówkę dla polityków. Owo „może” przydane do nierealistycznych oczekiwań wywołało reakcję profesora prezesa, jako żywo przypominającą również profesorskie zarzuty z lat osiemdziesiątych. W obu wypadkach profesorowie wiedzieli w sposób nie podlegający dyskusji, bo uzasadniony logiką, wówczas – że demokracja jest niemożliwa, teraz – że niemożliwy jest świat, w którym większość ludzi czuje, że jest „na górze” społecznej drabiny. Czyli, jak to skomentował profesor Tyszka, świat, w którym każdy ma po Mercedesie.
To prawda, że trudno sobie wyobrazić dziś taką Polskę, w której większość ludzi zajmuje wysokie pozycje na społecznej drabinie, a zwłaszcza – że żyje w dobrobycie, w ogóle tak urządzony świat społeczny trudno sobie wyobrazić. Pomimo to daleki jestem od profesorskiej dezynwoltury wobec ludzkich opinii i – zwłaszcza – ludzkich pragnień.
Ankietowani za dobry ład społeczny uznają nie tylko taki, w którym nie ma zbyt wielkich różnic między ludźmi, ale nade wszystko taki, w którym większość może się wzbogacić i zająć „dobre miejsce” na społecznej drabinie. Wiążą się z tym jakieś postulaty wobec państwa, na przykład takie, że powinno zapewnić choćby minimalne warunki równości szans. Nie mówiąc już o tym, że w tych nierealistycznych odpowiedziach może przejawiać się spojrzenie mieszkańców Polski prowincjonalnej na społeczeństwa zachodnie i z tej perspektywy może się wydawać, iż „tam” większość znajduje się „na górze”, odpowiedzi nie są więc „nierealistyczne”.
Którakolwiek z tych interpretacji wydaje mi się mieć znaczenie dla polskich polityków, zwłaszcza reformatorów, bo przecież tzw.