Archiwum Polityki

Wyspa pokus

Na tropikalną wyspę u wybrzeży Belize przyjeżdżają cztery, dowiezione tam przez telewizję Fox, pary dorodnych dwudziestoparolatków, aby przez dwa tygodnie pobytu „sprawdzić siłę” swoich – w miarę stałych, choć nie małżeńskich – związków. Będą tam kuszone do zdrady przez 26 równie pięknych, samotnych dziewcząt i chłopców. Pary zostają rozdzielone – panowie będą teraz mieszkać osobno, w sąsiedztwie kusicielek, panie kwaterują w oddalonym bungalowie w pobliżu spragnionych przygody atletycznych młodzieńców. Po pierwszym dniu młody człowiek pełniący rolę „gospodarza” wyspy i aranżera eksperymentu ogłasza reguły gry – czasowo osamotnieni mają sobie wybrać partnerkę(a) z grona 26 singlów, oczywiście na oczach wszystkich.

Billy się wścieka

Wieczorami czterej dżentelmeni i cztery damy zbierają się osobno przy ognisku, gdzie mogą zobaczyć – jeśli chcą – wideo z fragmentami randek swoich narzeczonych. Decyzja jego obejrzenia oznacza także zgodę na wzajemność, tj. obejrzenie obrazków ze swojej randki przez stałego partnera. W trzecim odcinku serialu Mandy, narzeczona Billa, pozwala już swemu świeżemu wybrankowi na całowanie pępka, a inni też czynią postępy. Billy zaciska pięści. „Sam przecież chciałeś tu przyjechać” – upomina go gospodarz-wodzirej. W następnych odcinkach nasi bohaterowie najwyraźniej posuną się dalej, ale wiele już nie zobaczymy, bo serial idzie w porze, kiedy obowiązują „rodzinne” standardy telewizyjne.

„Temptation Island” (Wyspę pokus) ogląda co tydzień około 15 mln Amerykanów. Komercyjny sukces „Wyspy pokus” oznacza zapewne, że nasze telewizje, kupujące wszelkie tego rodzaju arcydzieła, wezmą i ten pomysł. Fox twierdzi, że badał wcześniej rynek i okazało się, że młodzi telewidzowie chcą widzieć na ekranie prawdziwe historie i prawdziwych ludzi, bo są znudzeni fikcyjnymi fabułami serwowanymi przez Hollywood.

Polityka 5.2001 (2283) z dnia 03.02.2001; Tele Wizje; s. 87
Reklama