Archiwum Polityki

Koronowane głowy

W trakcie obrzędów ślubnych w prawosławiu nad głowami młodożeńców unoszą się korony. Unoszenie się jest określeniem dość istotnym, sygnalizuje bowiem, że korony nie spoczywają na głowach (co w wypadku panny młodej wymuszałoby stosowne uczesanie), przeciwnie, są unoszone na odpowiednich uchwytach i w ten sposób pełnią rolę symboliczną bez opierania się na czaszce.

Pomyślałem o prawosławnym ślubie zastanawiając się nad staromodnym, ale jakże wdzięcznym powiedzonkiem, które mówi, że od czegoś tam korona nikomu z głowy nie spadnie. Nie spadnie – to znaczy, że korona na tej głowie już spoczywa i że może z niej się stoczyć, umniejszając w ten sposób majestat rzeczonej głowy.

Polska podobnie jak Francja od dawna nie jest królestwem, ale w języku rojalizm pozostał obecny. Mówimy o pewnym miejscu, dokąd król chodzi piechotą, mówimy, że karp jest królewski i wreszcie ta korona, która grozi, że spadnie nam z głowy. Mój znajomy przedsiębiorca, do niedawna mój student na artystycznej uczelni, opowiada, jak idąc przez podwórze swoich zakładów zebrał parę unoszonych wiatrem torebek plastikowych, które albo wyleciały ze śmietnika, albo też zostały porzucone przez zakładowego niechluja. Kapitalista i właściciel wdał się w pogoń za torebkami i na oczach całej załogi podglądającej go przez okna wrzucił je do kosza na śmiecie. Przypuszczał, że jego działanie stanie się dla innych zachętą, usłyszał jednak zupełnie inną treść w komentarzu. Właściciel, który sam własnymi rękami zbiera śmiecie, w oczach załogi stracił honor i dał wyraz szczególnego skąpstwa, bo zamiast zatrudnić dodatkowego sprzątacza, poniżył się do własnoręcznego zbierania śmieci. Metaforyczna korona z brzękiem potoczyła się po bruku.

Polityka 1.2001 (2279) z dnia 06.01.2001; Zanussi; s. 89
Reklama