Archiwum Polityki

Dzieci niebios

[dla każdego]

Irański film, który w zeszłym roku dostał nominację do Oscara – jak się teraz możemy przekonać – zasłużenie. Takich prostych, wzruszających opowieści o ludziach biednych, pokrzywdzonych nie robi się ostatnio w kinie zachodnim, nie wyłączając naszego. Rzecz dzieje się w południowej, gorszej dzielnicy Teheranu, którą to gorszość zrozumiemy w pełni, gdy bohaterowie filmu, ojciec i syn, udają się w poszukiwaniu pracy na południe miasta, do pięknych dzielnic willowych. Rzucające się w oczy kontrasty. Scenarzysta i reżyser „Dzieci” Majid Majidi pochodzi z gorszych dzielnic i jak zapewnia, zna świetnie biedę z autopsji, pomysł filmu zawdzięcza zaś przyjacielowi, który opowiedział mu o dwójce dzieci chodzących do szkoły na zmianę w jednych butach. Para sfatygowanych trampek jest w jego filmie czymś więcej niż tylko głównym rekwizytem, to dla rodzeństwa Alego i Zahry przedmiot-fetysz, dający im poczucie godności. Codzienna zmiana obuwia przypomina przekazywanie sobie pałeczki przez sprinterów w biegu sztafetowym – Zahra pędzi ze szkoły w za dużych trampkach, tymczasem Ali przygotowuje się do przejęcia ich w biegu. Ale i tak nie może zdążyć przed dzwonkiem na lekcję, z czego wynikają kłopoty, gdyż dyrektor szkoły nie toleruje spóźnień. Czy można się dziwić, że wzrusza nas los małego dobrego Alego? A dodajmy jeszcze parę szczegółów, jak to, że ojciec nie ma stałej pracy, matka choruje, a w biednym, wynajmowanym pomieszczeniu słychać płacz najmłodszego dziecka. Sytuacja jak w wierszu Marii Konopnickiej „W piwnicznej izbie”, tylko bez typowej dla naszej poetki łzawości. Ponadto pojawia się tu szansa na szczęśliwsze zakończenie, gdy nauczyciel wf ogłasza, iż odbędą się międzyszkolne zawody w biegach długodystansowych.

Polityka 19.2000 (2244) z dnia 06.05.2000; Kultura; s. 51
Reklama