Archiwum Polityki

Hej idę w las!

Czy Polska jest krajem pięknym? – Proszę wybaczyć, ale niestety nie. Jadąc od Świecka na granicy niemieckiej do Warszawy przez ponad 350 km nie ma na czym oka zaczepić. Na odpowiednim odcinku: od granicy niemieckiej w Saarbrücken do Paryża, jadąc darmową drogą państwową (w polskim żargonie: „nasjonalką”), mijamy – zadałem sobie trud policzenia, przy czym na pewno wiele przegapiłem, co najmniej trzydzieści budowli gotyckich, siedem romańskich, cudowne winnice szampańskie etc. O czym tu dyskutować!? Kochamy Tatry, które przesiąkły narodowymi legendami, jest to wszakże w porównaniu z Alpami miniaturowa ciekawostka. Mazury są coraz bardziej zaśmiecone, Bałtyk zimny i brudny, urocze Roztocze Lubelskie zapoznane i zaniedbane.

A jednak turyści zachodni w znacznej liczbie (która – o czym zaraz – mogłaby być wielokrotnie wyższa) jeżdżą do Polski. Co was tam ciągnie? – pytam z niedowierzaniem. Odpowiedź może wydawać się dziwaczna obywatelom Rzeczypospolitej, ale mnie, staremu emigrantowi, ani trochę. – Bo w Polsce jest wolność, można się przejść po lesie. Zrozumie to ten tylko, który jak ja (a w podobnej sytuacji są miliony Francuzów) mieszka niemal na skraju lasu, tyle że mu do tego lasu wejść nie wolno. Las jest bowiem prywatny, a właściciel nie życzy sobie, żeby mu ktoś wyzbierywał runo, z którego sam nie korzysta – ale co to ma do rzeczy, lub ewentualnie płoszył zwierzynę łowną. Do najbliższego kawałka lasu, po którym mogę się legalnie przejść, musiałbym jechać 15 km; tyle że nie ma tam gdzie zostawić samochodu. Pisałem już o tym kiedyś w „Polityce”. Jakaś bardzo miła młoda dziewczyna napisała mi wtedy list, że ona sobie w ogóle nie wyobraża ogrodzonych i zakazanych borów, że byłoby to przekreślenie całej jej młodości, wędrówek na azymut z ojcem i przyjaciółmi.

Polityka 18.2000 (2243) z dnia 29.04.2000; Stomma; s. 106
Reklama