Archiwum Polityki

Zamęt jak zamęt

[dla najbardziej wytrwałych]

Łódzki Teatr Nowy, prowadzony artystycznie przez Mikołaja Grabowskiego i (w funkcji dramaturga) Tadeusza Słobodzianka, postawił w pierwszym sezonie na prapremiery sztuk współczesnych. Godna szacunku to decyzja, choć ryzykowna, zważywszy znaną nie od dziś niechęć publiczności tego miasta do, jak mawiał Kazimierz Dejmek, tematów istot-nych. Żeby ją przełamać, trzeba użyć potężnego teatralnego pocisku. Czy tę rolę mógł spełnić nie grany dotąd w Polsce dramat Davida Rabe’a „Zamęt czyli Hurlyburly”? Nie jest to pewne: ta napisana nieomal dwie dekady temu opowieść o gronie kumpli – pionków hollywoodzkiego przemysłu, żyjących bez celu i sensu, podobna jest do mnóstwa podobnych, wcześniejszych i późniejszych dzieł (choćby Davida Mameta), grzeszy natomiast brakiem dramaturgicznego nerwu i gadulstwem. Nie potrafił mu zaradzić reżyser Jacek Orłowski; rzeka słów płynąca przez rampę ma walor usypiający, a z drzemki wyrywają tylko pojedyncze, dynamiczne i emocjonalne sceny Elżbiety Bielskiej-Graczyk, Andrzeja Konopki i – przede wszystkim – Mariusza Jakusa. Nie wiedzieć czemu akcję, toczącą się w luksusowym apartamencie, scenograf Andrzej Witkowski umieścił w ciemnym slumsie z pojedynczymi, niewygodnymi meblami porozrzucanymi po scenie. Żeby pogłębić ponury nastrój? Trochę za prosty to chwyt. Zamęt w świecie wartości to jeden z najboleśniejszych problemów dzisiejszego dnia, aliści łatwo można niechcący zdegradować go do wymiarów myślowego liczmana. Przy najlepszych intencjach. (js)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]
Polityka 16.2000 (2241) z dnia 15.04.2000; Kultura; s. 51
Reklama