Archiwum Polityki

Granica strachu

Ten rok miał być dla polskiej gospodarki wyraźnie lepszy. Ale czy będzie? Inflacja trzyma się krzepko, bezrobocie ostro rośnie, a deficyt w bieżącym bilansie płatniczym państwa, w stosunku do produktu krajowego brutto, przekroczył międzynarodowe normy przyzwoitości. Z tego powodu pesymiści po raz kolejny ostrzegają przed widmem krachu walutowego.

Gwałtowna dewaluacja złotego, nawet rzędu 20 proc., staje się coraz bardziej prawdopodobna. Co gorsza, wiele wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach zagrożenie kryzysem będzie się jeszcze zwiększać. Stąpamy po kruchym lodzie, który nie musi, ale może się załamać.

Nasze prawdziwe kłopoty z utrzymaniem we względnej równowadze bilansu płatniczego państwa zaczęły się w 1997 r. Wówczas deficyt w obrotach bieżących skoczył do 3 proc. PKB i od tego czasu nieustannie wzrastał, aż do poziomu 8–8,1 proc. obecnie. Eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego utrzymują, że po pokonaniu granicy 6 proc. groźba załamania finansowego jest już bardzo realna, aczkolwiek kierowanie się wyłącznie tym wskaźnikiem może być zwodnicze. Równie ważna, mówi prof. Stanisław Gomułka, doradca wicepremiera Balcerowicza, jest relacja krótkoterminowego (do roku) zagranicznego zadłużenia przedsiębiorstw, banków i rządu do rezerw walutowych kraju. Obecnie można ją szacować na około 60 proc. i choć szybko rośnie, to jeszcze pozostaje na bezpiecznym poziomie.

Wysokie rezerwy walutowe Polski (blisko 26 mld dolarów) sprawiają, że w krótkiej perspektywie obecny deficyt, który pod koniec roku może wzrosnąć nawet do 9 proc. PKB, nadal będzie do strawienia dla zagranicznych inwestorów i nie spowoduje ucieczki obcego kapitału. Jeśli jednak, ostrzega Stanisław Gomułka, krótkoterminowe zadłużenie kraju zbliży się do poziomu rezerw walutowych, to ocena stabilności polskiej gospodarki dramatycznie się pogorszy. Na razie jest jeszcze trochę czasu, by przeciwdziałać kryzysowi. Ale coraz mniej.

Powody rosnących kłopotów z utrzymaniem równowagi w bilansie płatniczym państwa od lat są te same. Polska oferta eksportowa jest nie dość nowoczesna i mało konkurencyjna, potrzeby importowe związane z przebudową gospodarki ogromne, a możliwości łatania dziury w oficjalnym handlu coraz bardziej ograniczone.

Polityka 16.2000 (2241) z dnia 15.04.2000; Gospodarka; s. 72
Reklama